Od samjutkiej pracy zgłupiał pan Ignacy
Wojna na Ukrainie, inflacja, znikające masło i cukier i coraz bardziej chora Alicja... I perspektywa remontu w mieszkaniu, w którym mieszkała. W zastanym stanie nie dało się go wynająć. Brudne ściany, pobita miska sedesowa, smrodek nie wiadomo czego, cieknące krany i kuchnia z ubiegłego wieku. Po krótkich negocjacjach zabrał się za to mieszkanie Irek. Od projektu do kompletnego wykonania, z udostępnianiem przy okazji co poniektórych rur do wymiany przez hydraulika sąsiadki z góry.
Sprawił się doskonale. Usunął smród i brud. Smród minął po wyrzuceniu foteli, na których Alicja opatrywała swoją stomię - widać przez te 11 lat sporo moczu w nie wsiąkło, po usunięciu dywanu i wszystkich warstw przemoczonego lenteksu pod szafką zlewozmywakową. Pomalował ściany i stolarkę, wymienił hydraulikę i elektrykę, doprowadził do porządku łazienkę i wzniósł od początku uchnię. Jest czysto, jasno i przestronnie.Tylko raz czy dwa musiałam z nimi na większe remontowe zakupy pojechać. Jako dodatek do gratyfikacji zrobiłam mu sweter. Poprzedni sweter, który mu udziergałam trochę już się zrobił mały. Mój zięć to kawał chłopa, 120 cm obwodu w klacie, mało co kupione w sklepie obejmuje bez walki jego biceps. Zatem duuuużo motków Karismy (w SklepIKu mieli 23 motki, wzięłam wszystko), raglan od góry, druty nr 4 i po miesiącu dłubania powstał Szary. Objął zięcia bez walki, nie skuli się w praniu bo to superwash.




Nie zużyłam całej Karismy. Z pozostałych motków powstaje kolejny szary raglan dla dużego mężczyzny.
Z sześciokrotnego Austermanna zrobiłam sobie skarpetki wafelkowym ściegiem. Cukrzyca pożarła mi odczuwanie ciepła w stopach i ciepła nie czuję. Czuję jedynie zimno. Im grubsze skarpetki, tym lepiej. Wełna mi się strasznie podobała na etapie kupowania i dużo mniej w robótce więc wlekły się te skarpety okropnie, ale są.
Uszyłam Tomkowi drugą kraciastą koszulę. Z popeliny bawełnianej. Było ją znacznie łatwiej uszyć z powodu wprawy i kilku myków z You Tube. Sobie chyba też taką zrobię.
Wycinanki na nosie spowodowały absolutny zakaz opalania się. Można mieć maleńką bliznę na nosie, ale nie musi być czarna. Zatem co rano i przed każdym wyjściem z domu smaruję się grubo białym kremem z filtrem i paraduję w kapeluszu. Ponieważ schudłam i pokazał mi się kawałek długo niewidocznej szyi ten kapelusz nie wygląda jakoś bardzo źle. Przywykam. Do letnich strojów, o ile ktoś nie chodzi w strojach sportowych może kapelusz być.
Ubocznym skutkiem takiego traktowania twarzy jest brak blizn i krost. Prababcie miały rację?
Bajka powinna mieć na drugie imię Lojalka. Ten pies jest zawsze obok mnie. Nie na kolanach, nie dotykając mnie, co to to nie. Ale pomijając niegrzecznosci spacerowe, gdy ona by jeszcze popolowała a ja bym się już zwijała do domu, jest zawsze najwyżej 5 metrów ode mnie. Nawet śpi przy wannie gdy ja się kąpię. Na jakiś czas zaniechała tego procederu, ale gdy przestałam ją kapać i teraz w upały polewam jej w wannie brzuszek zimną wodą przekonała się do domowego kąpieliska.

Alicja w marcu zaczęła zjazd. Przestała chcieć wychodzić z łózka. Na spotkania z nami wyciągano ją z coraz większym trudem. Zrobiła się jakaś chuda, przeźroczysta, niekontaktowa. W końcu dwa tygodnie temu pojechała do szpitala. Lekarze nas ostrzegali, że to pewnie koniec. Bo urosepsa, bo zapalenie płuc, bo ciśnienia tętniczego nie trzyma a pulsoksymetr i EKG pokazują cuda. Kontaktu słownego z nią nie było (i nie ma) nie wiadomo kogo poznaje, a kogo nie, jak coś mówi to od rzeczy, ale przeżyła i z powrotem jest w Senior Medzie. Ma po lutowym upadku zablokowane biodro - można to wyleczyć operacyjnie, ale kto uśpi do zabiegu osiemdziesięciodziewięciolatkę z demencją i niestabilnym krążeniem? Bakterie z krwi znikły, ale leukocytoza się trzyma. Może to jakaś białaczka? Znów diagnostyka jest bardzo bolesna i właściwie niecelowa. Bo nawet jeśli, to co? Wyrywa sobie kroplówki, wyrwała nawet dojście centralne. Nie ma jak jej leczyć. Mamy zatem szare lato. Szara włóczka, szare okoliczności, majestat śmierci, której żywi nie podskoczą. Robię to, co poleciła mi terapeutka. Trwam. W domu jest jako tako posprzątane, jest co jeść, psy regularnie wychodzą na spacery, wszystkie sprawy administracyjne są załatwiane. Ale poza tym oboje jesteśmy pół żywi, smutni, mało czym zainteresowani i tak to trwa.
Dziś wracając ze spaceru znalazłam wyrzucony Opis Obyczajów Kitowicza. Nowy, nie czytany. Ponieważ mój egzemplarz wydany jeszcze przez Ossolineum gdzieś przepadł zabrałam go ze sobą i sobie poczytam. Powinnam się cieszyć, ale nie umiem. Powinnam się zakręcić za stosowną, czarną sukienką, chyba pożyczę coś od jakiejś koleżanki jak przyjdzie czas