Zestarzałam się. Czas mi tak pędzi, że to już na pewno starość. A ponieważ dookoła wszyscy poza Bajką i Franią są starzy, to narzekają na to samo. Ma to coś wspólnego z postrzeganiem czasu. Co spuszczę zegarek z oka to on pokazuje dwie albo trzy godziny później. Poranne spacery trwają do południa i wszystko trwa i trwa i nie ma kiedy upchnąć swoich ulubionych zajęć. Jak to ktoś napisał, dodatkowy czas nie istnieje.
Bajka zobaczyła pierwszy raz śnieg. Był mokry, ciężki i po kilku godzinach stopniał, ale był.
Frania posłuchała lekarza. Podczas ostatniej wizyty u ortopedy usłyszałam, że na te bidne nieistniejące za to zbliznowaciałe po operacjach biodra i przeciążone barki, bo cały pies stoi na przedzie, należało by kubraki ciepłe nakładać. Frania za ubieraniem specjalnie nie przepada. W ciągu kilku tygodni wypuściła takie futro, że jak Ewok z Gwiezdnych Wojen albo niedźwiedź wygląda. Trzeba przyznać, że miło ją przytulić. O swoje kości Frania w zimnej sypialni dba. Bajka w życiu by pod kołdrę nie wlazła.
Pod wielkim futrem Frani jest coraz mniej, biega po ostatniej rehabilitacji, je mniej i powolutku, powolutku chudnie. Szybko schudnąć jej nie wolno, bo nie może stracić masy mięśniowej.
Bajka skończyła pół roku i jest dalej bardzo dzielnym pieseczkiem. Tak dzielnym, że Frania chwilami jej unika. Trudno Frani przyjąć na siebie rozpędzoną Bajkę inaczej niż przodem. Frania pilnie patrzy gdzie Bajka jest. Bajka zgodnie z przewidywaniem zaprzyjaźniła się ze wszystkimi psami w parku i na trawnikach. Nawet stare samce rozbraja sprawnie: pokazuje im wizytówkę leżąc na pleckach i fikając nogami w powietrzu, pokazuje brzuszek szczeniaczka i tak kupuje wszystkich. Nikt jej nie dręczy i nie goni. Ogarnięta dziewczynka. Nie boi się nikogo ani niczego i zupełnie nie jest agresywna. Rośnie mi cudowna towarzyszka życia.
Wyskubałam z niej dziecięcy mech, rośnie dorosłe futerko i taka śmieszna czuprynka między uszkami urosła. Niebieskie oko coraz lepiej wygląda.
A ja co? A wyciągnęłam z szuflady dawno zaczęty żakard. Pora na niego przyszła. Chyba w nowych warunkach klimatycznych stanie się paltem zimowym, bo konkretny jest bardzo. Jak loden!
Dwie różne Dundagi 6/1 dają razem oszałamiający efekt bez żadnego cięcia nitek i zmieniania kolorów w każdym rzędzie. Dundaga (Luna) jest singlem i żeby się nie skręcał paltocik w tle zaczęłam robić trochę lewych oczek. Dało to oczekiwany skutek. Nauczyłam się sprawnie robić ten żakard, nitki się po lewej stronie dobrze układają i nie jest to robótka telewizyjna. Naparstek dziewiarski typu norweskiego pozwala robić z obu nitek sposobem kontynentalnym, nic się nie plącze i nie mam kłopotu z napięciem żadnej z nici. Obfitość kolorowych Opali od Zwergera w szufladzie (dziękuję Ci nieustannie Lu) pozwoli na powstanie wielu akcesoriów w technice fair isle bez bawienia się z ciągłymi zmianami nici i chowaniem końcówek. Ot domowa wynalazczość. Poza tym takie wymagające skupienia dzierganie doskonale robi mi na głowę. To czysta medytacja, afirmacja, ćwiczenie uważności. Sweter tak robiony wymaga czasu. Jeden rząd zabiera mi około 30 minut. Raport to 30 rzędów, czyli 15 godzin. Kadłub swetra to siedem raportów czyli ok 105 godzin. Nie da się tym zarabiać na życie. Szetlandzkie dziewiarki musiały mieć obłędną wprawę żeby zrobić tak sweter w tydzień - taką miały normę! Ale pasuje mi to i pewnie zrobię się z czasem szybsza. Póki co daje mi to opanować emocje związane z wirami politycznymi, koronawirusem z Chin, wymyślaniem obiadu na jutro,entropią psującą płot, taras, klepki w podłodze, brudzącą ściany itd; sposobami opieki nad tymi, co opieki wymagają a nie tolerują "wtrącania się" i "dobrych rad".
Znalazłam sobie również trochę przypadkowo rozrywkę umysłową. Otóż studiując jedynie zdjęcia dzianin dochodzę jak były wykonane. Ot pewne piórko Alice Starmore na którego wykonaniu opiera się pół a nawet więcej wzorów z publikacji Glamourie. Kombinowałam, myślałam i wystarczyła little help from my friend Danka i voila:
Jest prototyp. Dobrze kolorowa Dundaga z pewnością pozwoli uzyskać coś na kształt kołnierza Jade Starmore z Glamourie. A nawet poncho pierzaste.
Wczoraj przy śniadaniu rozwikłałam jak zrobić jeden ze wzorów Svetlany Gordon, nie będę tego robić bo kilometry I-cordu z którego narzuca się oczka i robi rzędy skrócone w nieskończoność to chyba nie jest dobry pomysł, ale wiem jak. Inni się bawią sudoku i krzyżówkami a ja rozgryzam wzorki.
Dobra, do roboty.