Do muzeum przyciągnął mnie ukryty w jego wnętrzu malutki ogród - wirydarz. Kwadratowe założenie wewnątrz zabudowań klasztoru, w którego centralnym miejscu tryskało kiedyś najprawdopodobniej źródełko, a teraz stoi XIX-wieczna rzeźba. Niegdyś mnisi uprawiali tu zioła, teraz na czterech symetrycznych rabatach otoczonych ciętym bukszpanem rosną cieniolubne rośliny o ozdobnych liściach. Widać tam akant, paprocie, bergenie, tojeść, funkie, żurawkę. Cztery ścieżki prowadzące do centralnego placyku kończą się trejażami, po których wiją się pnące róże. Podobno pięknie pachną w słoneczne dni.
Ze względu na deszczową pogodę o mały włos w ogóle nie udałoby nam się wejść do ogrodu. Nasz upór jednak się opłacił. Tylko zdjęcia wyszły ciemne i mało ciekawe.