Dzięki
Dziadkowi (szorstkie litery), cioci Exrudzie (książka niżej), Asi Bednarczuk (książka niżej) i... wujkowi google (tu staramy się, żeby udział wujka był jak najmniejszy!) moje dzieci radzą sobie same w poznawaniu i doświadczaniu tego, co je interesuje:). A ja tylko pstrykam fotki:)
Moje starsze dziecko odczuwa potrzebę poznania wszystkich zwierząt świata i posegregowania ich! Nie ingeruję, nie narzucam systematyki, obserwuję i zadziwiam się tym, jak to sobie fajnie wszystko porządkuje. Część pochodzi z książek, które pochłania, część z... GŁOWY!!! Zgodnie z tym, co pisał Einstein: WYOBRAŹNIA JEST WAŻNIEJSZA OD WIEDZY, najbardziej cieszy mnie to, co pochodzi z spoza książek:)
Mniej więcej proces samokształcenia wygląda tak:
1. dziecko zdobywa jakąś fajną
książkę, np. taką jaką dostaliśmy od cioci Exrudy i spisuje wszystkie godne jego uwagi zwierzaki (tak, tak -bogata i dobrze (czyt. w dobre książki) zaopatrzona domowa biblioteczka to podstawa samokształcenia, na każdym etapie edukacji:))
2. wyszukuje w Internecie obrazki tych zwierząt, wkleja je do specjalnie przygotowanego przeze mnie pliku i podpisuje (tutaj tzw.
blokada rodzicielska na komputerze wskazana/konieczna!)
3. drukujemy
4.dziecko laminuje i wycina obrazki
5. wymyśla sposób usystematyzowania, tworzy etykiety
(nie ma "psowatych"? No nie ma! i co?! Ktoś musi być tym, który tworzy, prawda?! Gdybyśmy wszyscy byli odtwórcami wiedzy, nauka stałaby w miejscu! Dlatego nie wtrącam się, pozwalam tworzyć, nie każę odtwarzać:))
6. segreguje wg swojego zamysłu (tylko ta ortografia!... tutaj nie ma miejsca na radosną twórczość:) tylko ciągle się zastanawiam, czy to dobra pora, żeby przerywać akt tworzenia TYLKO po to, żeby poprawić błędy ortograficzne... chyba jednak będzie trzeba)
i segreguje...
Moje młodsze dziecko natomiast uwielbia wycinać i kolorować (głównie na czerwono:)) I tu z pomocą przyszła nam Asia Bednarczuk - Autorka fajnych książek dla dzieci: "Trzylatek się nie nudzi" oraz "Pięciolatek się nie nudzi" (wydawnictwo: Akademia Przedszkolaka). W ciągu jednego dnia mój maluch wyciął i pokolorował ponad połowę jednej z nich (książeczka dla trzylatków jest tak skonstruowana, że naprawdę nie musiałam w tym uczestniczyć), następne dni spędził z książeczką dla pięciolatków (dzisiaj już prawie skończona, w myśl zasady:
wszystko, co dobre szybko się kończy:)).
Samokształcenie... :)
Dziękujemy Wam CIOCIE za książki!