ArtykuŁy i ŹródŁa
„Rocznik Liwski” t. IX: 2017/2018
issn 1895-748x
Artur Ziontek
Miejsko-Gminny Ośrodek Kultury w Kosowie Lackim
Wiktor Maksymilian Ossoliński
i jego Wspomnienia z Podlasia
Mieczysławowi i Rafałowi Korzeniewskim
– moim brańskim przewodnikom
Wiktor Maksymilian Ossoliński (1790-1860) – nie należy do najlepiej rozpoznanych członków tego wielowiekowego rodu. Dysponujemy
właściwie jedynie dwoma biogramami – lapidarnym hasłem w Polskim słowniku biograficznym1 oraz artykułem Grzegorza Ossolińskiego spisującego cyklicznie dzieje członków swego rodu na łamach
„Ciechanowieckiego Rocznika Muzealnego”2. Chcąc pochylić się nad
postacią Wiktora Maksymiliana, przydatna będzie zwłaszcza ta druga
publikacja, której autor miał możliwość korzystać z niepublikowanych dokumentów, głównie wspomnieniowych, znajdujących się
w prywatnych kolekcjach i archiwach rodzinnych. Wyłania się z nich
postać niejednoznaczna – z jednej strony żarliwy patriota, wbrew
najbliższemu otoczeniu angażujący się w organizacje dążące do odzyskania przez Polskę niepodległości, z drugiej – pogrążony w konfliktach rodzinnych ekscentryk, zapatrzony w dzieje Podlasia, bezskutecznie pragnący przedłużenia gałęzi rodowej (był ostatnim męskim
potomkiem swojej linii genealogicznej), żądny zachowania pamięci
o sobie dla następnych pokoleń.
1
2
M. Czaplińska, I. Homola, Ossoliński Wiktor Maksymilian h. Topór (1790-1860),
[w:] Polski słownik biograficzny, t. XXIV, Wrocław 1979, s. 414.
G. Ossoliński, Wiktor Ossoliński (1790-1860), „Ciechanowiecki Rocznik Muzealny”
t. V, z. 1, 2009, s. 165-182.
43
Artur Ziontek
Wiktor Maksymilian Ossoliński
litografia Josefa Kriehubera, 1839
Karta tytułowa Służby polnej jazdy
Friedricha Bismarcka w tłumaczeniu
Wiktora Ossolińskiego
Zostawił po sobie skromną spuściznę pisarską i translatorską.
W 1820 roku przełożył dzieło Friedricha Wilhelma Bismarcka Służba
polna jazdy, a w roku 1848, na łamach „Biblioteki Warszawskiej” (t. IV
i osobne nadbitki) opublikował Wspomnienia z Podlasia. Ta druga,
autorska publikacja Ossolińskiego jest istotą niniejszego artykułu.
Życie
Wiktor Maksymilian Ossoliński urodził się w Rudce, w roku 1790,
jako drugie dziecko Józefa Kajetana Ossolińskiego (1758-1834) i Marii Barbary z Zaleskich (1760-1813)3. Gdy chłopiec dobiegł 10 roku
życia rodzice rozwiedli się. Matka zamieszkała z córką Konstancją
(1783-1868) a Wiktor z ojcem w rodzinnym majątku w Rudce. Stosunki między synem a ojcem nie układały się najlepiej, toteż wkrótce
Wiktor trafił pod opiekę swej ciotki Anny z Ossolińskich Krasińskiej
mieszkającej w Radziejowicach. Po dojściu do pełnoletniości uciekł
spod ciotczynej kurateli i w 1808 r. zaciągnął się do wojsk Księstwa
Warszawskiego, do 1 pułku strzelców konnych. Rok później awansował do stopnia podporucznika i został adiutantem księcia Józefa Po3
Dane biograficzne za: Grzegorz Ossoliński, Wiktor Ossoliński... Za uściślenie zagadnień z zakresu wojskowości dziękuję dr. Andrzejowi Chojnackiemu.
44
Wiktor Maksymilian OssoliŃski...
niatowskiego. W 1809 r. walczył przeciwko Austrii i za swoje zasługi
otrzymał Złoty Krzyż Virtuti Militari.
W tym mniej więcej czasie został przyjęty do loży masońskiej „Bracia
Polacy Zjednoczeni”, która niemal z nabożeństwem czciła Napoleona.
W 1810 roku Wiktora przeniesiono do elitarnego 14 pułku kirasjerów. Każdy żołnierz tej formacji musiał wyekwipować się na własny
koszt, co powodowało, iż tworzyli ją głównie arystokraci. Ossoliński
rozpoczynał karierę kirasjera w stopniu podporucznika, ale już
w roku następnym awansował do kapitana, a w czasie kampanii rosyjskiej – majora. Za udział w niej i dokonania na polu bitwy otrzymał francuski order Legii Honorowej. W trakcie drogi powrotnej trafił
jednak czasowo do rosyjskiej niewoli.
Po upadku Napoleona, w roku 1814 powrócił z niewoli i wstąpił
w stopniu kapitana do pułku strzelców konnych gwardii w armii powstającego Królestwa Polskiego, którego to pułku dowódcą był wówczas płk Tomasz Siemiątkowski. Cztery lata później awansował na
podpułkownika, by w roku następnym, wziąć dymisję z wojska –
ostatecznie kończąc swą jedenastoletnią służbę wojskową. Decyzja ta
powodowana była względami politycznymi, szeregiem ograniczeń
wprowadzonych dla polskich oficerów oraz tym, że z mocą zaczęły
powstawać zalążki antyrosyjskiej konspiracji, w którą Wiktor Maksymilian intensywnie się zaangażował. Czynnie działał w Towarzystwie Patriotycznym, co jednakowoż różnie było oceniane przez jemu
współczesnych.
W roku 1821 Ossoliński wstąpił w związek małżeński z Zofią
z Chodkiewiczów (1803-1871), córką gen. Aleksandra Chodkiewicza4
(1776-1838) i Karoliny z Walewskich (1778-1846). Rok później urodziło im się jedyne dziecko – córka Wanda (1822-1907). Jednak
sztucznie zaaranżowane małżeństwo nie miało zbytnich szans powodzenia. Zaangażowany w patriotyczna działalność konspiracyjną
Ossoliński zaniedbywał obowiązki względem rodziny. Trwał też w permanentnym konflikcie z teściami. Nieporozumienia narastały do tego
stopnia, że Chodkiewicz wyzwał zięcia na pojedynek, co jednak nie
doszło do skutku. Niemniej rozżalony generał postanowił listownie
poinformować liczne towarzystwo o pretensjach wobec zięcia. Epistolografię tę miał rozesłać po „wszystkich marszałkach guberniow od
Polski odpadłych jako też do każdego pułku w Królestwie Polskim”.
Skarga ta była rozumiana przez adresatów nader dobrze. Toteż gen.
Wincenty Krasiński, który też list ów otrzymał, zakazał Wiktorowi
Maksymilianowi wstępu do swego domu „nie chcąc by dziecko moje
jedyne, które dla szczęścia mej starości wychowywam, i na usługi
4
Gen. Aleksander Chodkiewicz był w okresie gwardyjskim służby W. M. Ossolińskiego szefem sztabu dywizji gwardii, w skład której wchodził m.in. pułk strzelców
konnych. Z ciekawostek dodać wypada także, że „kolegą” w tej samej formacji był
późniejszy biskup podlaski – Jan Gutowski.
45
Artur Ziontek
krajowe, mogło jednym oddychać powietrzem z Panem Ossolińskim,
co nie szanując najświętszych praw rodzicielskich, może będzie
ostatni swojego domu”5.
Małżeństwo Ossolińskich przetrwało ledwie 5 lat. W 1826 roku Zofia z córką Wandą opuściły Wiktora Maksymiliana, który był wtedy
w carskim więzieniu, i wyjechały zagranicę. Ród Ossolińskich próbował podejmować mediacje z Chodkiewiczami, ale nie odniosły one pożądanego skutku. Zofia nie wyraziła także zgody na rozwód, co było
szczególnie przygnębiające dla jej męża. Uniemożliwiało to bowiem
starania o potomka płci męskiej, który mógłby przedłużyć linię rodu.
W ostatnich latach swego życia, wycieńczony więzieniem i nieporozumieniami rodzinnymi, zajął się hodowlą koni i wyścigami. Był
jednak nerwowy, impulsywny, przez co wdawał się na łamach prasy
w przedziwne sprzeczki z innymi hodowcami.
Zmarł 27 września w swym warszawskim majątku na Foksal. Po
wystawnym pogrzebie ciało zmarłego złożono w krypcie kościoła pobernardyńskiego w dobrach Czerniaków.
W galerii dziwaków?
Henryk Ciecierski, wnuk Henryka Rzewuskiego, a przy tym ziemianin podlaski, podróżnik i zagorzały patriota, nie znał już Wiktora
Ossolińskiego, choć w swych pamiętnikach świetnie przywołuje opowieści o nim, które ostały się w domowej legendzie. Pisze o nim jako
o „wielkim panu i jeszcze większym oryginale”6. Miał on chorować „na
pęcherz”, która to dolegliwość skutecznie dawała o sobie znać
zwłaszcza, gdy jeździł w knieje na polowania. Zwykł zatem zatrzymywać się po drodze w dwóch miejscach – w jednym na krócej, w drugim na dłużej. W obu tych miejscach wybudował z czasem folwarki,
które nazwał odpowiednio: Małyszczyn i Lubieszczyn.
Widząc podczas którejś z podróży, jak na małej stacyjce pocztowej
szef woła do pocztyliona nazwiskiem Ossoliński, by ten zaprzągł konie
– nie mógł pogodzić się, że człowiek o tym samym nazwisku rodowym
musi słuchać takich krzykliwych rozkazów. Ofiarował więc pocztylionowi mały folwark z uposażeniem, by ten nie musiał już nikomu
usługiwać.
Utrwaliło się także, iż Wiktor Maksymilian jadał chrabąszcze
twierdząc, że smakują jak śmietanka z wanilią. Gdy pytano go dlaczego nie chce po prostu śmietanki z wanilią odpowiadał: „bo gdybym
pił śmietankę, to by nikt o tym nie pamiętał, ale i za sto lat będą
mówić, że stary hr. Ossoliński jadał chrabąszcze”7.
5
6
7
Cyt. za: G. Ossoliński, Wiktor Ossoliński..., s. 173-174.
H. Ciecierski, Pamiętniki, oprac. T. Ciecierska-Chłapowa i J. Chłap-Nowakowa,
wyd. 3, Kraków 2016, s. 41.
Ibidem, s. 41-42.
46
Wiktor Maksymilian OssoliŃski...
Różnymi swoimi postawami wpisuje się zatem Ossoliński w poczet
– delikatnie to ujmując – podlaskich ekscentryków. Nie dorównuje
może w „dziwactwie” Stefanowi Kosińskiemu8, czy Hieronimowi Florianowi Radziwiłłowi, ale współtworzy barwną galerię wartą osobnego
zestawienia i opisania.
Wspomnienia z Podlasia
Uroczysko Kumat oddalone ok. 3 km. od Brańska cieszy się lokalnie niesłabnącą legendą. Tu bowiem miało miejsce główne starcie
odwetowej wyprawy polskiej, dowodzonej przez samego Bolesława
Wstydliwego, przeciwko Jaćwięgom, na czele których stał książę Komat. 14 czerwca 1264 roku wojska jaćwieskie zostały rozgromione,
a „Komat, książę Jaćwięgów – jak notują roczniki małopolskie – zginął w walce z rycerstwem krakowskim”9. Jan Długosz w swych Rocznikach... twierdzi wręcz, że „wybito ich i wycięto do ostatniego”10. Ci
zaś którym udało się uratować mieli zostać siłą przymuszeni do przyjęcia chrztu. Jerzy Strzelczyk podchodzi jednak z dystansem do tych
ustaleń – „dane te nie zasługują na wiarę i stanowią, jak często
u tego autora [Jana Długosza – A.Z.], jego swobodną amplifikację”11.
Wiktor Maksymilian Ossoliński, mieszkający w Rudce, znał historię uroczyska, na którym bitwa ta się rozegrała. Zbierał miejscowe
przekazy, legendy i opowieści, które od wieków tkwiły w pamięci lokalnej społeczności. Ossoliński, mimo, iż doświadczył jedynie edukacji domowej12, znał Roczniki... Długosza, do których odwołuje się
zresztą bezpośrednio w tekście. Wydaje się jednak, iż na tych źródłach znajomość podjętego tematu się wyczerpuje. Z jednej strony
Długosz, z drugiej tradycja miejscowa, a w niej uroczysko zwane
Kumatem miało swoje osobne dzieje. Przypisywane mu były właściwości nadprzyrodzone. Trwa to do dziś. Mnogość sytuacji trudnych
do racjonalnego wytłumaczenia, zjawy i stwory nie poddające się jednoznacznej klasyfikacji – takich opowieści w okolicy Brańska zasłyszeć można sporo13.
8
9
10
11
12
13
Zob. I. Nestorowicz, A. Chojnacki, A. Ziontek, Całujcie mię wszyscy w... Życie
i sprawy Stefana Kosińskiego, Kosów Lacki 2018.
J. Strzelczyk, Zapomniane narody Europy, Poznań 2015, s. 361.
J. Długosz, Roczniki, czyli kroniki sławnego Królestwa Polskiego. Księga siódma,
księga ósma, tłum. J. Mrukówna, Warszawa 2009, s. 177 (cały zapis Długosza dotyczący bitwy 1264 r. zamieszczam także w Aneksie niniejszego tekstu)
Jerzy Strzelczyk, Zapomniane narody..., s. 362.
Choć warto wspomnieć, że w 1815 roku dostał propozycje objęcia schedy po Józefie Maksymilianie Ossolińskim, a więc tworzącego się właśnie Ossolineum. Z możliwości tej jednak nie chciał skorzystać.
Dane mi było wysłuchać historii uroczyska i jego nadprzyrodzonego życia w 2017
roku, kiedy to uraczyli mnie gawędami Mieczysław i Rafał Korzeniewscy, którzy
z pietyzmem pielęgnują lokalną historię.
47
Artur Ziontek
Ossoliński zatem, przystępując do swej kronikarskiej pracy myślał o sobie, poniekąd, jako o jedynym depozytariuszu tajemnicy pamięci o przeszłości, o jednej z większych bitew jaćwieskich. Starał się
opisać to przydając swej narracji nieco magicznego poloru. Wsparciem takiego podejścia miałoby być stwierdzenie, iż legenda jest „powszechnie kojarzona i znana”. W ten sposób prawdę sankcjonuje
powszechne przekonanie społeczne o niej.
Podając tekst Ossolińskiego do druku warto zastrzec, że użyte
w tytule jego utworu słowo „wspomnienia” nie odnosi się do prywatnych doświadczeń i przeżyć. „Wspomnienia” odnoszą się do przeszłości w kontekście historycznym.
Biorąc pod uwagę fakt, że autor w kilku miejscach odnosi się do
Roczników... Jana Długosza, w Aneksie przywołano także odnośny
ich fragment.
Wiktor Maksymilian Ossoliński
Wspomnienia z Podlasia
Niezaprzeczona jest prawdą, że mnóstwo podań gminnych, sięgających odleglejszych dziejów narodu, zwłaszcza o wypadkach do
miejscowości przywiązanych, niknie kolejno z pamięci po sobie idących pokoleń, najczęściej w skutek lenistwa lub opieszałości w przechowaniu dla potomnych, nie zamieściwszy je w pismach periodycznych, nim się znajdzie pora użycia ich właściwej do dzieł wyłącznie
narodowym badaniom poświęconych.
Przyznać się tu muszę do własnej winy długoletniej mej opieszałości, z której poprawiając się, obecnie przynajmniej, gdy skołatane
zdrowie uczyniło mnie niezdolnym do innego działania jak chyba
tylko mało wprawnym piórem, kreślę nim dopiero opis sąsiedniego
mi uroczyska i gminnego o nim podania.
W odległości półtory mili od wiejskiej mej siedziby Rudki, w teraźniejszej guberni grodzieńskiej, powiecie bielskim, o pół mili za miastem
Brańsk, leży uroczysko od XIII wieku z podania gminnego Kumat zwane, na gruncie folwarku skarbowego Kiersznówka, niegdyś będącego
cząstką starostwa grodowego brańskiego, w dawnej ziemi bielskiej,
województwie podlaskim, za bytu Rzeczypospolitej położonego14.
14
Opisana krajowa okolica, która przed wyszczególnionymi wypadkami w XIII wieku
zajęta była osadami Jaćwingów, zawojowana przez Bolesława Wstydliwego w roku
1264, weszła potem w granice województwa podlaskiego, w którym Nurzec oddzielał ziemię drohicką od ziemi bielskiej. Od roku 1796 ta kraina dostała się w podziale rządowi pruskiemu, który ją zamianował prowincją Prus Nowo-wschodnich
(Neu-Ost-Preussen); Białystok był jej miastem stołecznym. Traktat tylżycki w roku
1807 oddał tę prowincję państwu Rosyjskiemu, pod którego rządem składała ona
obwód białostocki po roku 1843, w którym tenże został suprymowanym i do guberni grodzieńskiej wcielonym.
48
Wiktor Maksymilian OssoliŃski...
Wspomnione uroczysko składa się z mostu rzuconego przez błotnistą rzeczkę Bronkę, po którym ją w tym miejscu przebywa na wiorsty podzielony trakt Wielkim Wojennym zwany, od granicy królestwa
z punktu Granne, na Brańsk, Bielsk itd. w głąb państwa rosyjskiego
wiodący. Za mostem na lewo, rozciąga się karłowata, gęsto zarosła,
błotnista knieja, nieprzystępnych trzęsaw pełna, także Kumat zwana,
jak równie i wzgórek na prawo leżący, na szczycie którego odwiecznej
mogiły ślad dawniej wyniosły, przed niemnogimi laty jeszcze znaczny,
dziś coraz bardziej się zmniejsza działaniem sochy, co rok dalej weń
się worującej.
Mogiła Kumata zniknie wkrótce, jeśli opiekuńcza dłoń nie uratuje
jej od zguby z ręki ciemnoty, targającej się corocznie dalej na dokonanie tego historycznego świętokradztwa.
Wzgórek ten cały jest wewnątrz przepełniony składem zachowanych w nim grobowych popielnic, według obrządku bałwochwalczego
Jaćwingów, w tym miejscu ubitych pod dowództwem Kumata, którego bohaterskie szczątki pod mogiłą na szczycie złożone, dziś jeszcze
przywodzić, panować się zdają nad hufcem popiołów wraz z nim poległych wojowników15.
Po dziś dzień okoliczny lud prosty choć nazywa to uroczysko Kumatem, zatracił jednak od dawana pamięć o gadce tu opisanych wypadków, póki atoli żyły jeszcze ostatnie szczątki dawnych pokoleń
naszej szlachty, póty z ust każdego z nich można było w okolicy usłyszeć zgodną powieść o źródle tej nazwy.
Knieja pod Kumatem jest nieprzebranym siedliskiem lisów. Po obu
zaś brzegach tak Nurca, jak z nim pod Brańskiem łączącej się Bronki, szeroko ciągnące się błota, obfitują w te oblane bekasy dubletami
zwane, prawie wyłącznie naszemu krajowi właściwe, których nam
tyle zazdroszczą myśliwi i smakosze zachodnich Europy krain.
W młodocianych latach, nim los rzucił mną w rozliczne koleje zawodów wojskowego i politycznego, nieraz polując w tych miejscach,
słuchałem chciwie podczas myśliwskich wypoczynków, na tym właśnie uroczysku, opowiadania do niego przywiązanych podań.
Odwołać mi się tu należy do was, a raczej dziś waszej pamięci szanowni mężowie, śp. Urodzony Wawrzyńcze Bończa Markowski herbu
15
Batalion pionierów korpusu litewskiego wojsk rosyjskich od roku 1817 do roku
1831 stawał na zimowe leże rozłożony po wsiach około Brańska, w którym mieście
był sztab i dowódca tegoż wczasowy, pułkownik Obruczów. Ten batalion wstępował
corocznie letnią porą do obozu pod miastem Brańskiem, rozkładanego właśnie na
uroczysku Kumat, dla ćwiczeń w musztrze, jak i robotach praktyczno-naukowych,
dla broni pionierskiej właściwych. Gdy te roboty w roku 1829 zapuściły podkopy
pod opisany wzgórek, trafiono niebawnie na grobowe popielnice poległych jaćwingów. Światły korpus oficerów tego batalionu uczonej broni, skoro powziął wiadomość o gminnym podaniu przywiązanym do tego uroczyska i grobowego na nim
pagórka jednomyślnie uchwalił, żeby podkopane wzgórze na powrót dopełnić, zaokrąglić i nigdy go więcej podczas ich obozowania motyką żołnierską nie dotknąć,
szanując spoczynek popiołów przedwiecznych bohaterów.
49
Artur Ziontek
Bończa, vel Jednorozic, mieczniku ziemi mielnickiej16 i urodzony Ignacy Wawrzyńcze Kapico, przydomku Tuczyk, herbu Tuczyński17, regencie za czasów polskich, archiwisto za pruskich i rosyjskich z małymi
przerwami, przy archiwum ziemskim bielskim w mieście Brańsku.
Obaj w młodości odstępując od pióra i rzucając palestrę, przystąpili do
konfederacji barskiej, w której przyłączywszy się z marszałkiem Kossowskim do znaków Kazimierza Puławskiego, wytrwali przy nim do
końca długiej i zaciętej jego wojaczki. Gdy boje ustały, pierwszy wrócił
do rodzinnego lemiesza jako natus et possesionatus na Markowie i do
elekcyjno-obywatelskiego urzędowania, Kapica zaś będąc bez majątku,
wziął się na powrót za pióro i do zgrzybiałej starości zarabiał sobie
uczciwie, a rodakom użytecznie, kawałek chleba przy ziemskim archiwum brańskim, przy którym czynnie do śmierci pracując, okraszał dla swojej rozrywki mozolne i często suche obowiązki sumiennego archiwisty, gorliwym zbieraniem badań narodowych i familijnych,
tudzież podań z dziejów krajowych, jakie starodawne okolicy rodziny,
jeszcze były pokoleniowo w pamięci przechowały18.
16
*
17
18
Wawrzyniec Markowski miecznik ziemi mielnickiej, umarł w późnej starości
w poniedziałek zapustny dnia 14 marca 1831 r. w Zamianowie, pod gościnnym dachem przyjaciela, pana Suchodolskiego, pochowany przy kościele parafialnym
miejscowym w Dołobowie. Do śmierci miał pod okiem naprzeciw łoża zbroję, w której niegdyś w konfederacyi barskiej walczył. Pani Barbara z Jabłońskich Suchodolska, nieumiejąca cenić wartości tak drogiej pamiątki, kazała nieszczęściem tej
zbroi część przekuć barbarzyńskim młotem w sierobni (warsztacie) okolicznego zamecznika (ślusarza)*, na żelazko do prasowania czepeczków i langietek, nim legatariusz tej pamiątki, znający jej szacunek, zjawił się po odebranie zbroi.
Oba użyte wyrazy, tak zamecznik za ślusarza, objęty słownikiem Lindego, jak sierobnia za warsztat, nieobjęty dotąd żadnym słownikiem, są w powszechnym używaniu ludu prostego w ziemi wieluńskiej i na Szląsku, gdzie je przechowano od zagłady, mimo całą przewagę wziętą przez niemczyznę, nad czystą mową tak bogatą
słowiańską, głównie w ustach stanu rzemieślniczego.
Ignacy Wawrzyniec Tuczyk Kapica rejent archiwum ziemi bielskiej Brański, umarł
w późnej starości roku 1817 pod gościnnym dachem swego ucznia, przyjaciela
i następcy na urząd regenta, pana Śliwowskiego, we wsi szlacheckiej okolicznej
Brzeźnicy, pochowany przy kościele miejscowym parafialnym miasta Brańsk.
Ignacy Kapica podczas tak długich i wieloletnich kwerend, z powołania odbywanych w odwiecznych szpargałach archiwum brańskiego i innych, nie szczędząc
swej olbrzymiej pracy, zebrał ogrom rękopiśmiennych foliałów badań historycznych, narodowych i familijnych, tudzież bogaty herbarz, szczególnie nader pożyteczny dla tylolicznej szlachty podlaskiej, w którym dla niej skojarzył i przechował,
powodowany jakby wieszczym duchem o przyszłej tego potrzebie, skarby informacyjne źródeł, gdzie każdemu z nich szukać należy dowodów do legitymacji praw rodzinnych na szlachectwo i klejnot herbowy. Biuro Informacyjne Kaczanowskiego,
istniejące w Warszawie przy Krakowskim Przedmieściu w pałacu dawniej Lubomirskich dziś Potockich, pod liczbą 415, nabyło te szacowne rękopisma, w których nie
setna rodzina znalazła już pożądany ratunek do obrony od zagłady przywilejów,
krwią i zasługami przodków okupionych.
50
Wiktor Maksymilian OssoliŃski...
Ilustracja z publikacji Wiktora Ossolińskiego w „Bibliotece Warszawskiej”
Obaj zaś w całym żywocie byli chodzącym dowodem, ile każdy
szlachcic polski czuł się w obowiązku, póki tchu mu staje quam toga,
quam sago reipublicae i braci współobywatelom mereri. Ich to godne
wyrazy nieraz słyszanej powieści o Kumacie, tak mocno utkwiły
w mojej żywej wówczas młodocianej pamięci, że dziś je prawie dosłownie z wiernością powtarzam, jak następuje...
W drugiej połowie XIII wieku, kraj później województwem podlaskim nazwany, był krajem oddzielnym, zamieszkałym przez Jaćwingów, naród niepodległy, bałwochwalczy, przez własnych książąt lub
wodzów rządzony, który więcej się zajmował pasterstwem i łowiectwem, lub wojną i rabunkiem na sąsiednich krajach, niż uprawą
szczupłych i rzadkich po puszczach rozrzuconych polerków ziemi
ornej, obsiewanych chyba pracą o pocie czoła brańców, dla nadziei
okupu z wojen przywodzonych. Panował ówcześnie nad niemi czy
dowodził Kumat, którego polscy kronikarze rozmaicie: Komatem,
Komiatem, Kokmnatem i Kunatem, a pruscy kronikarze Skumandem
nazywali, z małoznaczącymi w pisowni przemianami.
Stolicą ich było w tej chwili miasto Drohiczyn, od niedawna przez
Jaćwingów odzyskane na książętach ruskich, poprzednio go dzierżących, w skutek zwycięstw Daniela księcia halickiego. Jaćwingi posiadłszy wtedy trzy obronne grody: Drohiczyn, Mielnik i Brańsk,
przez książąt ruskich starowanie obwarowane, stali się Polsce pogranicznymi i zagrażającymi sąsiadami. Ciągłe wojenne utarczki i wzajemne z Polakami napady, trapiły oba narody. Panujący u nas Bolesław V Wstydliwy, chcąc temu koniec na zawsze położyć, nakazuje
51
Artur Ziontek
pospolite ruszenie, ślubuje nie złożyć oręża, póki Jaćwingów na wiarę
chrześcijańską nie nawróci i w stołecznym ich Drohiczynie kościół
założywszy, w tymże nabożeństwa pod znakiem Zbawiciela nie wysłucha i wyrusza w pole roku 1264. Chorągwie małopolskie z Bolesławem na tę wyprawę ciągnące, przebyły w pochodzie Wisłę pod
Zawichostem.
Podług Długosza19, wódz Jadźwingów Komat, miał się na czele posunąć naprzeciw Polakom, lecz w pierwszym z nimi spotkaniu 21
czerwca, został porażony, poczym Komat odnowiwszy bój i dzielnie
w nim walcząc, zginął przeszyty kopiami jazdy polskiej, lecz tradycja
miejscowa mówi odmiennie, jakoby Komat posunął się wprawdzie
naprzeciw wojsko polskim Bolesława aż do brzegów Liwca, gdzie się
starł z ich przednią strażą 21 czerwca pod Mokobodami, rozpoznawszy atoli przeważność sił polskich, cofnął się przednimi za Bug, ograniczając się na obronie przeprawy tej rzeki. Bolesław doszedłszy do
lewego brzegu Bugu, rozłożył się obozem naprzeciw Drohiczyna. Tam
przybyły dopiero do wojska polskiego chorągwie pospolitego ruszenia
wielko-polskiego, równie jak i chorągwie mazowieckie, kujawskie,
pod osobistym dowództwem Kazimierza, potomka z dzielnicy słynnego Piastów pokolenia. Ostatni przyciągnął nadspodziewanie nieliczny
hufiec krzyżacki braci szpitalnych zakonu teutońskiego, wysłany
przez wielkiego mistrza Ludwika von Baldersheim, na pozór łącząc
się z Polską na wyprawę przeciw poganom, i jako sposób najmniej
upokarzający dumne karki tego zakonu, oddania hołdu lennego od
nich i Prus książęcych Polsce zawsze należnego, ale to pozorne hołdownictwo i udany współudział w wyprawie, pokrywał tylko podstępne zlecenie dane przez wielkiego mistrza zaufanym kawalerom dowódcom krzyżackiego hufca, wypatrywać, czy się Polakom na tej wyprawie w dzikich i bezludnych borach zabużańskich noga nie powinie, podając sposobność zawsze pożądaną temu tyle chytremu jak
[...] Jaczwingi, apud quos tunc Maior inter Duces Comath princeps erat. Polonorum audito adventu, in arma alacres consurgunt, et populationem suam prohibituri, Polonis obviam eunt, Decimo itaque Calendas Julii exploratores Boleslao denunciant, hostes adesse, et eodem die sole illucescente, adhuc Boleslao tente stativa, Jaczwingorum se acies ad pugnam paratae ostendunt. Quibus visis et
Boleslaus Pudicus acier suas educit. Ubi princeps corum Comath pugnam
restituturus animosius pugnans, a Polonis exceptus puginionibus confoditur.
Dlug. t. I, pag. 770 et 771 sub anno 1264.
[...] Jaćwingi, między wodzami których Komat był wtedy głównym dowódcą, powziąwszy wieść o nadciąganiu Polaków, stanęli z pospiechem pod bronią, a usiłując zasłonić od napaści własne siedziby, posunęli się naprzeciw Polakom. Na dni dziesięć
przed 1 lipca (21 czerwca) doniosły Bolesławowi zwiady przedniej straży, że nieprzyjaciel się zbliża i dnia tegoż o wschodzie słońca ujrzano nadciągające hufce do
boju uszykowanych Jadźwingów, przeciw dotąd z obozu nieporuszonym Polakom.
Bolesław Wstydliwy rozpoznawszy nieprzyjaciela, wyprowadził podobnież swoje
wojska do boju. Komat, naczelny wódz Jadźwingów, gdy przy wznowionej potyczce
kusił się powetować los bitew i walczył osobiście jak najdzielniej, poległ przeszyty
polskimi kopiami. Długosz, tom I, karta 770-771, pod rokiem 1264.
19
52
Wiktor Maksymilian OssoliŃski...
nienasyconemu zakonowi i narodowi, rozszerzenia swych granic
i władzy na kim bądź: Polsce, Litwie, czy Jaćwingach.
Po nastąpionym połączeniu się wyliczonych wojsk, Bolesław przebył Bug wstępnym bojem o wschodzie słońca dnia 23 czerwca i po
krwawym zwycięstwie zdobyto Drohiczyn, Mielnik i całe prawe Bugu
wybrzeże.
Porażony Kumat choć utracił stolicę, nie upada na duchu i kusi
się powetować los bitew lub umrzeć bez poddania się obcej przemocy.
Oparł się powtórnie Polakom za błotnistymi brzegami Nurca, a następnie Bronki, biorąc w obwarowanym Brańsku główne stanowisko.
Te dwie rzeczki są dziś jeszcze po obu brzegach szeroko błotniste
i obrony zdolne przez znaczną część roku, w czym dużo jeszcze wyższymi być musiały, gdy cała przestrzeń kraju między Bugiem i Narwią, pod nazwiskiem puszczy Białej lub puszczy Białodworskiej20,
mało gdzie w szczupłych kępach ziemi uprawnej rolnictwu poświęcona była na równi z dzisiejszą puszczą Białowieską, jedną z odnóg
tych olbrzymich lasów, którymi wtedy całe dzisiejsze Podlasie wraz
z Litwą, od Prus książęcych do Polesia wołyńskiego, ukraińskiego
i Białorusi zarosłymi były, wokoło tylu niezgłębionych jezior i bagien
pińskich i mozyrskich.
Za zbliżaniem się Polaków w przemagającej sile od Buga i zdobytego Drohiczyna za nim postępujących, Kumat – tyle roztropny wódz,
ile nieugięty wojownik – odsyła żony i dzieci, tak własne, jak i towarzyszów, wraz ze starcami nad brzeg Narwi, za błota surazkie w tyle
mu leżące, a przy nich uniesione z Drohiczyna i Mielnika bożki
i skarby, obejmujące wieloletnie Jaćwingów z Polski i Rusi zdobywane łupy, gdy tymczasem piersiami swojemu zasłania ich odwód, stając w obronie przepraw Nurca, a następnie Bronki.
20
Na lewym brzegu Narwi, na gruncie dziś należącym do majątku Strabla, w powiecie
bielskim, istniał jeszcze ku końcowi wieku XVIII folwark Białydwór zwany, od granicy wsi Olszanicy przy Strumieńcu leżący, w położeniu błotnistym, niełatwo przystępnym, który to folwark został suprymowany i przestał istnieć dla regulacji gruntów pod włościan wsi zarobnej Mulawicze. Zniesienie folwarku Białydwór nastąpiło
przed końcem XVIII wieku z woli Michała hrabi Starzeńskiego starosty brańskiego,
ówczesnego dziedzica majątku strabelskiego. Gminne podanie w owym czasie
w całej tej okolicy powszechnie znane, głosiło, że cała przestrzeń kraju klin robiącego między Bugiem i Narwią od zejścia się tych dwóch rzek pod dzisiejszym miastem Serockiem, aż do głębokiej Litwy, będąc ciągłymi lasami i borami zarosłą, nosiła przez mnogie wieki nazwisko puszczy Białej lub Puszczy Białodworskiej, biorąc
tę nazwę najprzód od wspomnianej Jaćwingów osady, późnij na folwark przeistoczonej. Erekcja kościoła parafialnego w Strabli, z nadania roku 1630 Adama Turowskiego stolnika wiskiego, pana majętności strabelskiej z przyległościami, uposażając ten kościół różnymi funduszami, oparła je na folwarkach Strabla, Doktorce
i Białydwór. Dziś puszczy Białej, ani Białodworskiej nie ma i nikt prawie z żyjących
nie wie, że istniał i gdzie leżał. Tradycje o tej puszczy i folwarku, słyszałem osobiście z ust dwóch pokoleń następnych dziedziców majątku strabelskiego: Michała
hrabi Starzeńskiego byłego starosty brańskiego i syna jego Macieja hrabi Starzeńskiego, dziś obu zmarłych. Słowa ich tylko powtórzyłem.
53
Artur Ziontek
Chciwi zdobyczy tej Polacy, o uprowadzeniu której powzięli języka,
cisną się dnia 24 czerwca w Nurca i Bronki wody, które przy dzielnym Jadźwingów oporze, obu narodów krew zarumieniła. Gdy rycerstwo nasze zwycięsko Nurzec przebyło, nieugięty Kumat, cofać się
począł w ciągłym boju ku Bronce, póki przy jej brzegu zewsząd obskoczony nie poległ wraz z wojownikami nieodstępującymi od jego
boku, o zachodzie słońca w dniu uroczystym świętego Jana Chrzciciela roku 1264, na uroczysku odtąd Kumat zwanym.
Ubici w boju Jadźwingowie zostali spaleni i obyczajem pogańskim
w popielnicach pod wyżej opisanym wzgórkiem pochowani, a Kumat
pod mogiłą na jego szczycie21.
Po tym zwycięstwie, oddział polski puścił się bezzwłocznie za
uchodzącym jak powiedziano taborem, dybiąc szczególnie na zdobycz
uprowadzonych skarbów i niewiast. Próżne usiłowania! Dzielne niedobitki dla ulżenia sobie odwodu, a przynajmniej nieoddania w ręce
nieprzyjaciół tak drogiego łupu, zatopili raczej uniesione bożki
i skarby w bezdennych dotąd błotach surazkich, a każdą niewiastę
lub dziecię ustające na siłach, zabijali, nic z nich żywego nie zostawiając brańcem dla zwycięzcy.
Szczątki narodowości Jadźwingów uszły wtedy za Narew, gdzie
osiadły między tą rzeką a Niemnem, jeszcze wolne i niepodległe, sięgając nowymi swymi osadami aż głęboko w Prusy książęce.
Długo opłakiwali Jadźwingi zgon ubóstwianego przez nich Kumata, ale mając pomiędzy sobą podrastające ulubione jego dziecię, synka spod Brańska na ręku matki uniesionego, synka, w którym oko
ojcowskie od urodzenia wielkie nadzieje upatrywało, skoro ten zaczął
bronią władać i odwagą się odznaczać, dzielny ten naród przeniósł na
niego całe przywiązanie, jakim niegdyś dla poległego ojca pałali.
Za następnego dopiero po Bolesławie Wstydliwym w Polsce panowania Leszka Czarnego, w roku 1282 do reszty wytępieni lub podbici
zostali Jadźwingowie, których szczątki przyjąwszy światło prawdziwej
wiary zlały się z Polską w jeden kraj, a następnie i jeden naród, przestając zupełnie istnieć oddzielnie22.
Gdy to miejscowe gminne podanie, przywiązane do przedstawionego na rycinie uroczyska23, zgadza się prawie zupełnie z podaniami
21
22
23
Niech czytelnik powtórnie przejrzeć raczy przypisek dołączony pod nr. 2.
Liczne rodziny polskie, zwłaszcza między szlachtą na Podlasiu osiedloną, wywodzą
swoje pochodzenie od Jadźwingów, jak oto: Borzym, Szmurło, Koc, Kunat itd.,
z tych ostatnia szczyci się nawet tradycją swego pochodzenia od wodza Jadźwingów
Kumat, opisanego w niniejszym artykule, jako o tym wzmianka jest przy jego końcu, do której się czytelnika odsyła.
Pan Michał Kulesza profesor rysunków i malowania przy instytutach naukowych
w Białymstoku, wychowania panien i miejscowego gimnazjum, zdjął z natury
w dniu 20 maja 1848 roku opisane uroczysko, które p. Fleck litograf warszawski
na kamieniu wyrytował.
54
Wiktor Maksymilian OssoliŃski...
kronikarzy, wspierając się nawzajem, niema powodu wątpienia o jego
rzeczywistości.
Kto wie, czy w bliskiej lub dalekiej przyszłości, szczęśliwym trafem
przy robotach koło prowadzenia jakich dróg żelaznych, z których jedna kolej już świeżo przez błota surazkie projektowana była, lub koło
jednego z tych jeszcze dziś ani przewidzianych wynalazków na drodze
postępu, przez które wiek nasz już wiekiem cudów nazywać się godzi,
które bądź po nas pokolenie nie odszuka kiedy opisanych i zatopionych bożków jadźwingowskich wraz z tym, co oni skarbami ówcześnie nazywali. W takim razie mogą słowa niniejsze przez pośrednictwo druku w pamięci zachowane, być jedynym śladem, czym one są
i kto je tam zatopił.
Bądź, co bądź, jeżeli ten owoc niewprawnego pióra zdoła przechować tylko miejscowe gminne podanie, poświęcone chwale dzielnego
oporu Kumata i Jadźwingów, równie jak wawrzynom naddziałów naszych, jeśli je dochowa do czasu, gdy kamień z napisem temu odpowiednim, na miejscu opisanym położonym być zdoła, jeśli mój przykład pobudzi bieglejszych ode mnie do ratunku od zagłady niejednego z podobnych krajowi podań, do uroczysk i miejsc przywiązanych,
doszedłem celu mych nadziei, a przynajmniej życzeń.
Niespracowany Kapica udzielił mi podobnież podanie w rodzinie
podlaskiej Kunatów przechowane, o losach następnych syna wodza
Jadźwingów Kumata, tego dziecka spod Brańska uniesionego, od
którego Kunaty wywodzą swoje pochodzenie i zachowali w pamięci
następnych po sobie pokoleń wspomnienie bohaterskich wypadków,
skutkiem których w roku 1282 młody Kumat z poganina został
chrześcijaninem i z Jadźwinga polskim szlachcicem. Pasowany na
rycerza przez Leszka Czarnego i przypuszczony do klejnotu herbowego przez Toporczyków, stał się on protoplastą rodziny Kunatów herbu
Topór, od wieku XIII-go odznaczających się gorliwością i przywiązaniem dla przybranego kraju i przyjętej wraz z chrztem świętym jedynie prawdziwej wiary. W późniejszej chwili może się odważę oddzielnie to rodzinne podanie udzielić „Bibliotece Warszawskiej”, jeśli niniejszy artykuł pozyskać zdoła jej zadowolenie24.
24
Dla uzupełnienia naszych wiadomości o Jadźwingach, dodajemy, iż p. Ignacy
Edward Korzeniewski wydał w Wilnie roku 1839 zbiór pism swoich wierszem, pod
tytułem Kilka miejscowych ballad oraz krótka wiadomość o Jadźwingach, w którym
to zbiorze ballada I-sza opisuje zgon Komiata, ballada II-ga Nurt, obejmuje podanie
o zatopieniu skarbów Jadźwingowskich przez Komiata, ballada III-cia Pagórki,
wspomina podanie o złożeniu popiołów poległych w boju Jadźwingów, pod usypanymi pod Brańskiem mogiłami.
55
Artur Ziontek
Zdjęcie uroczyska Kumat wykonane przez Ottona Warpechowskiego 5 IX 1938 r.
z zaznaczonym strzałką miejscem pochówku jaćwieskiego księcia (wyżej).
Warpechowski nazywa go „Kumat Warpęh”, sugerując wspólne korzenie – sam też
konsekwentnie i wbrew faktom podpisywał się Warpehowski25 (poniżej).
Ze zbiorów Muzeum Zbrojowni na Zamku w Liwie
25
Za cenne uwagi dziękuję Romanowi Postkowi.
56
Wiktor Maksymilian OssoliŃski...
ANEKS
Jan Długosz
Roczniki, czyli kroniki sławnego Królestwa Polskiego
Księga VII
Książę krakowski Bolesław Wstydliwy
niszczy całkowicie pokonany szczep Jaćwingów, zmuszając
niedobitki do przyjęcia chrztu.
Książę krakowski i sandomierski, Bolesław Wstydliwy, zamierzając
wszcząć wojnę z dość groźnymi dla jego księstw z powodu bezpośredniego sąsiedztwa i zbyt częstych napadów na jego księstwa, barbarzyńskimi Jaćwingami, ogłasza wyprawę we wszystkich swoich ziemiach. A kiedy wszystkie wojska zgromadziły się pod Zawichostem,
sam również osobiście rusza na tę wojnę. Mieszka zaś naród Jaćwingów w północnej stronie, graniczy z Mazowszem, Rusią i Litwą i ma
język w dużej mierze podobny do języka Prusów i Litwinów
i zrozumiały dla nich, a ludy dzikie, wojownicze i tak bardzo żądne
sławy i pamięci, że dziesięciu spośród nich walczyło ze stu wrogami,
zachęconych tą jedyną nadzieją i świadomością, że po śmierci i zagładzie ziomkowie będą ich sławić pieśniami o dzielnych czynach. To
usposobienie przyprawiło ich o zgubę, ponieważ mała garstka łatwo
ulegała liczebnej przewadze tak, że powoli niemal cały ich naród wyginął, ponieważ nikt z nich nie cofał się przed nierówną walką, ani
nie starał się uciec po wdaniu się w walkę. Książę zatem krakowski
i sandomierski Bolesław Wstydliwy zamierzając wkroczyć w ich granice, sprawia szyki, przestrzegając nader starannie wszystkiego, czego wymaga sztuka wojskowa, a zwoławszy rycerzy na zebranie, zagrzewa ich do walki. Po wielu bitwach stoczonych przedtem z wrogami przez jego rycerstwo wiedział, że ma niebawem podjąć walkę
z przeciwnikiem zawziętym, gotowym umrzeć lub zwyciężyć (Jaćwingowie bowiem nie zniosą, by wskutek ich bezczynności pustoszono
im pola). Ustanowił przeto Bolesław dowódców, którzy mieli iść
w tylnej straży i nie pozwalać żołnierzom na oddalanie się z szeregów
i stanowisk, a maszerował zawsze naprzód w zwartym szyku, jakby
miał przed sobą wrogów. I nie zmyliły go jego przewidywania. Jaćwingowie bowiem, u których głównodowodzącym był wówczas książę
Komat, dowiedziawszy się o nadejściu Polaków, szybko chwytają za
broń i wychodzą Polakom naprzeciw, chcąc przeszkodzić pustoszeniu
swego kraju. Dwudziestego drugiego czerwca strażnicy donoszą Bolesławowi o zbliżaniu się wrogów i tegoż samego dnia o wschodzie
słońca, kiedy Bolesław jeszcze przebywał w obozie, ukazał się oddział
gotowych do walki Jaćwingów. Zobaczywszy go Bolesław Wstydliwy,
wyprowadza również swoje oddziały i stacza walkę. Wobec ślepej za-
57
Artur Ziontek
wziętości, z jaką jedni nacierali na drugich, bitwa przeciągała się kilka godzin przy równych siłach i z jednakowym wynikiem. Kiedy Jaćwingowie z godnym podziwu uporem zabiegali o zwycięstwo, Polacy
ufni w przewagę liczebną, podprowadzali w miejsce zmęczonych
i zabitych [ludzi] świeże i nietknięte [siły]. Wojsko Jaćwingów uległo
w końcu, gdy ich księcia Komata, pragnącego wznowić walkę i zagarniętego przez Polaków w zbyt śmiałej potyczce, przeszyto sztyletami.
Lecz ani śmierć księcia Komata, ani rozbicie i przerzedzenie ich oddziałów nie skłoniły pozostałych Jaćwingów do ustąpienia z pola
walki, toteż wybito ich i wycięto do ostatniego. Także dla Polaków
zwycięstwo nie było bezkrwawe. Wielu padło albo odniosło ciężkie
rany. W tej jednej bitwie niemal cały szczep i cały naród Jaćwingów
uległ takiemu wyniszczeniu i zagładzie, że dla pozostałych i to zaiste
nielicznych: albo wieśniaków, albo chorych, albo godzących się na
władzę Bolesława, albo złączonych z Litwinami, nie istnieje dziś nawet nazwa Jaćwingów. Całą ich ziemią i bydłem, którego mieli bardzo
wiele, oraz pozostałym ich mieniem zawładnął Bolesław Wstydliwy
i jego wojsko. Wszystkim kazał przyjąć chrzest i wyznawać wiarę
chrześcijańską, ociągających się karać śmiercią, a papieża Urbana
prosił, żeby ustanowił biskupa dla resztek tego szczepu, wyznającego
wiarę katolicką, celem trwalszego utwierdzenia [w wierze] neofitów.
O czym (by nie posądzono nas o zmyślenie) masz niżej przytoczone
polecenie Stolicy Apostolskiej wydane w tej sprawie arcybiskupowi
gnieźnieńskiemu: „Biskup Aleksander, sługa sług Bożych, czcigodnemu bratu arcybiskupowi gnieźnieńskiemu pozdrowienie i apostolskie błogosławieństwo. Ze strony ukochanego syna, szlachetnego
męża, księcia krakowskiego i sandomierskiego Bolesława, oddanego
Kościołowi rzymskiemu, proszono nas uniżenie, ażebyśmy, skoro
poleciliśmy Tobie i Twoim sufraganom głosić Słowo Boże pogańskim
Jaćwingom, którzy sąsiadują z ziemią tegoż księcia i skoro tak dzięki
temu, jak i dzięki nauczaniu ukochanych synów braci niniejszych
spodziewano się prawie na pewno, że ci poganie nawrócą się na wiarę
chrześcijańską i skoro ziemię tychże pogan Stolica Apostolska nadała
temuż księciu, jak on to utrzymuje — ażebyśmy ustanowili tamże
jakiegoś biskupa. Polecamy przeto Twej braterskiej miłości pismem
apostolskim, ażebyś — jeśli rzecz tak się ma — tymże poganom, gdy
nawrócą się na wiarę chrześcijańską, byle tylko ziemia ich nie leżała
w granicach jakiegoś innego biskupstwa, z upoważnienia naszego
zechciał wyznaczyć na biskupa kogoś odpowiedniego, bez naruszenia
cudzego prawa. Dano w Rzymie”.
58
Wiktor Maksymilian OssoliŃski...
Fragment rękopiśmiennych Roczników... Długosza,
opisujący bitwę pod Brańskiem
Ze zbiorów Biblioteki Narodowej w Warszawie
59
Artur Ziontek
Głaz upamiętniający prawdopodobne miejsce pochówku
jaćwieskiego księcia Komata
60