Kreska.
Psina moja kochana.
Cierpieć zaczęła okrutnie. Niby radosna i zabawowa jak zwykle. Apetyt też zwierzakowi dopisywał - też jak zwykle. A co zjadła, to siedziała sztywna z bólu...
Najpierw myśleliśmy, że to z powodu łapczywego jedzenia - rzuca się bowiem na żarcie, jak skazany na śmierć głodową na ostatni posiłek. Zaczęliśmy karmić małymi porcjami i z ręki. Pomogło na czas jakiś. Ponieważ to długie zwierzę jest, myślałam razu pewnego, że skrętu żołądka dostała - pół nocy nie spałam i mało brakowało, żebym zainwestowała całą pensję w wyjazdową pomoc weterynaryjną. Objawy jednak nie pasowały i potem wszystko minęło. Czasami dolegliwości ustępowały, czasami się nasilały. Pies jak się łapczywie nażarł, siedział sztywny pół nocy, ale dostał od weta stosowne tabletki i nawet było ok.
Aż nagle się skrajnie pogorszyło, a Krecha zaczęła się zachowywać jak Bazyl na kilka dni przed śmiercią...