Liceum imienia Williama McKinleya nie raz wygrywało międzystanowe konkursy chórów. Sukcesy w tej dziedzinie odeszły jednak w zapomnienie. Wszystko zmienia się z chwilą, w której nauczyciel hiszpańskiego (Matthew Morrison), z natury idealista przejmuje kierownictwo nad chórem i przekształca grupę nijakich śpiewaków w wokalistów i tancerzy z prawdziwego zdarzenia. opis dystrybutora
Sezon IV – Jak wrażenia po pierwszym odcinku nowego sezonu? Powiem, że ja jestem pozytywnie zaskoczony. Czuć świeżość, nie tylko z powodu nowych rozdziałów w życiu u kilku bohaterów. Przede wszystkim fabuła zrobiła się bardziej dynamiczna – widać, że coś się dzieje poza śpiewaniem. Dużo zasługi w tym pewnie nowego trio producentów, którzy zostali zatrudnieni po tym, jak ich wcześniejsze seriale się zakończyły – Russel Friend i Garrett Lerner pracowali przy "Housie"; Joe Keenan przy "Gotowych na wszystko". Ponadto zapowiadają się coraz lepsi aktorzy, którzy mają pojawiać się gościnnie w następnych odcinkach (w tym pojawiła się Kate Hudson). No i przede wszystkim nowe wokale, a w szczególności Jacob Artist grający Jake’a, który na starcie zaserwował jedną z najlepszych solówek w historii serialu.
Jeśli nie skopią, czeka nas najlepszy sezon w historii Glee. Szkoda tylko, że najpewniej Dianna Agron odejdzie z serialu :(
Po trzech odcinkach tego sezonu mogę powiedzieć, że jest dobrze. Owszem, szkoda trochę tych co odeszli, ale uważam że świeże twarze i głosy są na prawdę interesujące i dobrze to zrobiło serialowi.
Ja najbardziej lubię w serialach oglądać gościnne występy gwiazd. W Glee w poprzednim sezonie najbardziej mnie zaskoczył Ricky Martin, a teraz była już Hudson i Sarah Jessica Parker, więc z oczekiwaniem będę czekał na następne odcinki.
Genialny 9/10 – Długo nie chciałam sięgnąć po ten tytuł, bo opis nie był zachęcający – serial o chórze – hmmm. Zaczęłam oglądać z braku czego innego i zostałam fanką. Świetny humor, muzyka, wciągająca akcja. Polecam wszystkim i czekam na kolejne odcinki :)
PS – samo pojawienie się tam na trochę Gwyneth Paltrow mówi już coś o klasie serialu.
Jestem po pierwszym sezonie i bardzo pozytywne wrażenia zostawił na mnie. Nie jest przesłodzony – postaci nie da się jednoznacznie określić, co jest spowodowane, że posiadają i wiele wad, i wiele zalet. Muzyka świetnie wykonana i, co najważniejsze, wkomponowana w fabułę serialu oraz niepoprawność polityczna (wiele instytucji potępia ten serial za demoralizację młodzieży). A nie dziwię się, że sezon drugi może być uznany za nieco gorszy (choć jeszcze go nie widziałem), bo z tego co czytam i obserwuję, to producenci nie za bardzo potrafią sobie poradzić z sukcesem – dopiero po drugim sezonie postanowili sięgnąć po pomoc kilku doświadczonych scenarzystów, których efekty pracy zobaczymy w trzecim sezonie. I brak wyraźnych zmian obsady w drugim sezonie – już wiadomo, że po trzecim sezonie odejdzie kilku czołowych aktorów i póki co nie wiadomo, czy znajdą się godni następcy. Pisząc o "Glee" wypadałoby ocenić aktorów ze stałej ekipy, bo kilku z nich stanowi o sile serialu:
Dianna Agron – gdy zobaczyłem ją ostatnio w paru filmach, to przypieczętowała, że zacznę oglądać ten serial. Ładna, utalentowana aktorka, choć śpiewa bez rewelacji – jest mocnym ogniwem serialu, gdyż to jedna z najmniej przerysowanych postaci. Dodatkowym plusem jest jej uśmiech przez łzy – nie znam lepszej w tym aktorki.
Chris Colfer – dostał Złotego Globa za rolę homoseksualnego nastolatka. Świetny głos, dobrze wypada w dramatycznych scenach. Minus, że jego rola nie odbiega za bardzo od stereotypu geja.
Jessalyn Gilsig – jej postać strasznie irytuje i zastanawia tylko, jak Will może z nią wytrzymywać od tylu lat. Dzięki Bogu za często na ekranie się nie pojawia.
Jane Lynch – najlepsza kreacja z całej obsady. W jej wydaniu Sue to bezwzględna kobieta, która za wszelką cenę chce zniszczyć chór. Porównania do doktora House’a jak najbardziej na miejscu. Wredna, ale sympatyczna i w głębi serca dobra… chyba. Jej teksty bawią do łez, a już samo pojawienie się na ekranie i wypowiedzenie "Cześć, William" zwiastuje ciekawą scenę.
Jayma Mays – nie mam wyrobionego zdania. Jej gra jest niemal identyczna jak jej dotychczasowe występy w "Herosach" czy "Gdzie pachną stokrotki". Czasami irytuje, ale też za często jej nie widać.
Kevin McHale – poprawna rola. Jej postać wiele wnosi do chóru, choć nic dotąd nie wiadomo o jego życiu poza szkołą.
Lea Michele – rewelacja; cudowny głos, znakomite odegranie roli narcystycznej Rachel – przepełniona wieloma emocjami. A jej występy wydają się bardzo realistyczne.
Cory Monteith – mam ambiwalentny stosunek do jego postaci. Czy naprawdę można być tak głupim? Nieźle wypada na scenie i dobrze odegrał wątek związany z Kurtem pod koniec sezonu. Niestety scenarzyści nie pomagają mu budować roli – często jego sprawy zostawiając w szarym polu.
Matthew Morrison – bardzo udana rola, ale nie lubię, gdy on śpiewa, gdyż jego ruchy i śpiew jakoś do siebie nie pasują. Nieźle tańczy i śpiewa, ale źle to wygląda w jednoczesnym czasie.
Amber Riley – poruszający głos, uwielbiam jej słuchać. Jej postać, tak jak Dianny Agron, jest prawdziwa, bez zbędnych przerysowanych szczegółów. A nawiązywanie więzi Mercedes z Quinn zwraca uwagę.
Mark Salling – po Sue chyba druga z najbardziej niejednoznacznych postaci. Puck zaczyna czuć się zagubiony. Sam nie wie, czego dokładnie chce.
Jenna Ushkowitz – można o niej powiedzieć to samo, co o McHale’u.
Bardzo się ucieszyłem, że Naya Rivera dołączyła do stałej obsady serialu w drugim sezonie. Już pod koniec drugiego sezonu twórcy zobaczyli w jej postaci potencjał i częściej pojawiała się na ekranie. Widać, że aktorka dobrze się czuje w swojej roli. Zdecydowanie Iqbal Theba powinien również się znaleźć w stałej obsadzie – sceny z jego udziałem zawsze są powodem do radości.
Serial jest naprawdę świetny, często bawi, czasami wzrusza i nieodparcie przy jego oglądaniu czuć sentyment za szkolnymi czasami…
Niestety im dalej w drugim sezonie, tym poziom spada na łeb na szyję i dostajemy tandetną miazgę dla idiotów, pełną stereotypów i banałów. Gdybym miała oceniać ostatnie odcinki (dalej daję już sobie spokój z oglądaniem), to najwyżej dałabym 6. Zostawię już to 7/10, z szacunku dla pierwszego sezonu. Nie powinni byli kręcić dalej. Pozostał mi teraz tylko niesmak.
Oj, chyba nie oglądałeś High School Musical. Porównywanie Glee z HSM jest bezcelowe. Gdy Glee miało swoją premierę, to nawet nie zwróciło mojej uwagi, bo wychodziłem właśnie z założenia, że to jest widowisko na poziomie produkcji Disneya. Ale miło się zaskoczyłem. Oczywiście, tym aranżacjom daleko do perfekcji, ale lepszego telewizyjnego musicalu i tak nie widziałem.
serial dla nastolatków – Fajny serial ale raczej dla młodszej publiczności :-)
E tam – ja nastolatkiem już nie jestem a serial mi się podoba :) Jeśli chodzi o scenariusz, to serial raczej leży (choć ma swoje dobre momenty), ale jeśli ktoś lubi musicale (bardziej w stylu "Lakieru do włosów" niż "Chicago") powinno mu sie spodobać. Ja ze swojej strony polecam.
Pozostałe
Profanacja świetnych piosenek musicalowych i wykonania utworów, które są złe, a tutaj wypadają jeszcze gorzej. Amerykański college kolejny raz