Nothing Special   »   [go: up one dir, main page]

Przenosiny

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą maszyna. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą maszyna. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 1 grudnia 2013

A GDY KOBIETA O TRZECIEJ NAD RANEM...

***
A gdy kobieta o trzeciej nad ranem, obudzona przez czworonoga, zamiast grzecznie obrócić się na drugi bok i zasnąć czym prędzej, mówi do męża: "Wiesz, taka spódnica mi się śniła... materiał z koronką... z całego koła... ładna taka... ten wiśniowy materiał byłby na to idealny... ale go trochę za mało jest... ale taka śliczna mi się przyśniła...". To normalny zaspany mężczyzna warknąłby w przestrzeń małżeńskiego łoża: "Śpij, kobieto, jest środek nocy, a ty mi tu o kieckach." A Ślubny? Ślubny równie zaspanym głosem i półprzytomnie mamrocze: "Z koronką? To ładna była. A jak materiału za mało, to się zamówi inny. Ale śpij teraz, może ci się bluzka do tego przyśni..." i sam zasypia natychmiast. A szczęśliwa żona może śnić dalej o wiśniowych kieckach i bluzkach do kompletu.

***
A gdy kobieta o szóstej po południu wita męża wracającego z pracy entuzjastycznym: "No, chodź szybko! Coś ci pokażę!" i nie ma mowy o zdejmowaniu kurtki, buty porzuca się na progu i leci się za szaloną kobietą na antresolę, żeby popatrzeć na właśnie skończony i rozprasowany haft. I nie ważne, że Ślubnemu burczy w brzuchu i obiad na stole byłby bardziej pożądanym widokiem niż kawał wyszytego materiału. Ale Ślubny się zachwyci, powie dwa zdania wielokrotnie złożone, w których upchnie: "doskonałe", "talent", "zdolna" oraz "obejrzę jeszcze raz na spokojnie tuż po obiedzie (z naciskiem na "po obiedzie!!!"). A szczęśliwa żona może już spokojnie trzaskać talerzami w kuchni i nalewać prozaiczną pomidorową na talerze, bo wie, że została doceniona.

***
A gdy mężczyzna w czwartkowy wieczór z nadzieją w głosie powie: "Mam najnowszy film z Top Geara, jadą przez Włochy i Francję, widoki takie, że dech zapiera. Może byśmy obejrzeli razem?" To żona od razu wie, że "widoki zapierające dech w piersiach" będą głównie dotyczyły silników, nadwozi, rur wydechowych i zegarów w samochodzie. Że ścieżka dźwiękowa tego dzieła filmowego będzie się składała głównie z ryku silników i pisku opon na zakrętach, ale... "Moment, weź nam wino, a ja tu sobie pozbieram motki i szydełko i możemy iść oglądać." A szczęśliwy mąż ma poczucie, że spędził idealny wieczór z żoną.

***
A gdy mężczyzna o ósmej rano w niedzielę, na delikatną sugestię, że może już będziemy wstawać, mamrocze półprzytomnie: "Ale ja grałem do trzeciej nad ranem. Mówię ci, genialna gra! A jaka grafika! To ja sobie pośpię jeszcze z godzinkę. A później upomnij się, to ci pokażę, jak ta gra wyglą..." i zanim skończy zdanie to już pochrapuje z powrotem z nosem zarytym w poduszkę. To żona wstaje sama, robi sobie niedzielną poranną herbatkę, stara się nie hałasować i przekonać kota, że da się biegać ciszej i miauczeć bezdźwięcznie. A o dziewiątej mąż wstaje z poczuciem, że życie jest piękne, a weekend perfekcyjny.

***
Poradnik życia z osobą intensywnie kreatywną według Ślubnego brzmi tak:
- Nie pytam, po co jej 48. motek czerwonej włóczki, bo usłyszę wykład na temat składu lub tonacji kolorystycznej. Od razu pytam, czy tylko jeden jej wystarczy.
- Znalazłem dla niej kąt w mieszkaniu, może być ciasny i ciemny (wtedy od razu kupuje się lampkę) i dbam, żeby miała szafę/komodę/pudełka na swoje skarby. A gdy  mówi, że się nie mieści, to nie wyrzekam, że trzeba było nie kupować tego 48. motka, tylko pytam, czy nie potrzeba kolejnej szafy/komody/pudełka.
- Wykazuję zainteresowanie. Proste pytania: "A co robisz? A co z tego będzie?" potrafią zdziałać cuda.
- Chwalę, choćbym nie miał bladego pojęcia, jak będzie wyglądał efekt końcowy.
- Od czasu do czasu kupuję coś z własnej inicjatywy. Nie jest ważne, że się nie znam. Aukcje z włóczkami lub materiałami na Allegro można posegregować sobie według popularności i kupić to, co inni kupują najczęściej, o ilość spokojnie zapytać samą zainteresowaną.
- Noszę co najmniej raz w miesiącu rzecz zrobioną dla mnie. Po pierwsze, żeby pokazać, że mi się podoba, a po drugie, jak poproszę o coś szytego/dzierganego, to nie usłyszę, że nie ma mowy, bo nie noszę tego, co mam.
- W życiu nie narzekam, że zaplątałem się w motek włóczki lub wbiłem sobie szydełko w tyłek, siadając na sofie, bo jak ona się potknie o moje porozkładane kable lub śrubki, to o wyrozumiałości mogę zapomnieć.
- I wychodzę z założenia, że kobieta z pasją jest skarbem, a nie ciężarem. Jak tworzy, to jest szczęśliwa, a jak jest szczęśliwa, to życie z nią jest znacznie łatwiejsze.

***
A mój poradnik w punktach brzmi tak:
- Oczekuję tolerancji dla swoich pasji i szaleństw, więc toleruję szaleństwa Ślubnego. Nie pytam, po co mu kolejna gra samochodówka, bo usłyszę wykład na temat kolejnej generacji konsol i że się "engine zmienił". Ja mogę tej potrzeby nie pojmować, ale widać dla niego to ważne/potrzebne/pożądane.
- Miło mi, kiedy Ślubny sam z siebie zainteresuje się, co robię i że fajne/ładne/oryginalne. Ale robię to samo - interesuję się. A co robi? A ładny projekt mu wychodzi. A świetna grafika w tej grze. A jak mu się podobał film, który wczoraj oglądał?
- Nie łudzę się, że brak obiadu na stole da się wyjaśnić tym, że robienie sweterka było fajniejsze niż stanie przy garach. Ale propozycja zamówienia pizzy raz na jakiś czas po to, żeby mieć więcej czasu na szycie, to nie zbrodnia.
- Nie zaprzęgam Ślubnego do czynności pomocniczych nudnych i "niewolniczych". Nie trzyma mi motków przy zwijaniu, nie podrzucam mu kawałków materiału do wyprasowania. W takich kwestiach jestem samodzielna do bólu. Ale kiedy można poprosić go o pomoc męską lub zaawansowaną, to jak najbardziej. Materiał naciągnie na ramę i przybije. Projekt na komputerze zrobi. 
- Na widok prezentów "rękodzielniczych" piszczę głośno i entuzjastycznie, macham łapkami i wyrażam bezgraniczne zadowolenie.
- Od lat mam przeświadczenie, że bycie małżeństwem nie polega na siedzeniu sobie na głowie i patrzeniu sobie w oczy. Mamy wspólne zainteresowania, robimy wiele rzeczy razem, ale nie dwadzieścia cztery godziny na dobę. Trzeba mieć własny świat i własne pasje. I jeśli Ślubny chce do tego mojego świata wpaść na chwilę, to świetnie. Ja czasem wpraszam się do jego królestwa. Ale szanuję jego potrzebę posiadania czasu tylko dla siebie i nie czuję się obrażona, kiedy na pytanie, co robimy wieczorem, słyszę: "Ja bym sobie chętnie pograł albo obejrzał film." To ja sobie poszydełkuję i posłucham audiobooka. Ale wiem, że jak tylko krzyknę z dołu, że może byśmy poszli na wieczorny spacer, to Ślubny rzuci wszystko (jak tylko dojdzie do "save pointa" :))))) i będzie gotowy do wyjścia w trzydzieści sekund, sugerując, że po drodze wpadniemy po "żelki na drogę".


***
Dzisiejszy wpis jest ilustrowany zdjęciami mojego prezentu "pod choinkę" od Ślubnego. Jak widać dostałam "część miękką, włóczkową", ale też trochę "żelastwa maszynowego":

Ślubny zadbał, żebym miała w końcu maszynę doposażoną w stu procentach i zamówił pełen komplet stopek, czyli w zasadzie wszystko, o czym osoba szyjąca może pomarzyć! W życiu nie sądziłam, że trochę żelaza i plastiku może mi sprawić tyle radości!

***
I skoro już jest wpis o życiu, pożyciu i szyciu na Rogu Renifera, to proszę bardzo - element niezbędny szczęścia i radości domowej:

niedziela, 21 lipca 2013

LETNIA SZKOŁA SZYCIA - część piąta - TECHNICZNIE

Dziś odcinek typowo techniczny - o czyszczeniu i konserwacji maszyny.

Ja mam teorię, taką ukutą na własny użytek - każde czyszczenie i przesmarowanie maszyny oddala wizję oddawania jej do serwisu z powodu usterek. Bo maszyna zadbana, to maszyna sprawna.
Nie stresujemy się, że przyjdzie nam rozebrać maszynę do szycia na części... trochę jej tylko poodkręcamy obudowę.
Oczywiście poszczególne modele maszyn do szycia różnią się między sobą, ale położenie śrubek, elementów do odkręcenia i zdjęcia oraz miejsc do smarowania jest zazwyczaj bardzo zbliżone - sugeruję jednak zajrzenie do Waszych instrukcji obsługi!

To zaczynamy - rozkręcamy maszynę w okolicach bębenka i ząbków transportera, co oglądamy sobie tutaj.
W maszynach, które mają bębenek zamontowany poziomo odkręcamy też pokrywę pod spodem, żeby móc się pozbyć wszelkich paprochów, które się nazbierały poniżej bębenka. 
Uwaga!!! Czyścimy maszynę z kurzu i pyłu z materiałów szczoteczką, która powinna być w zestawie fabrycznym, jeśli jej nie ma, kupujemy sztywny pędzelek w sklepie papierniczym. Nie używamy do tego celu igły, szpilek itp!!! - A wszystko to oglądamy tutaj.
I w końcu kwestia smarowania okolic bębenka. Gdzie, ile i jak często :))) - o czym dowiadujemy się tutaj.
Z dołem sobie poradziliśmy, rozkręcamy górną część maszyny. Robi się to w celu przesmarowania elementów odpowiedzialnych za ruch igły, które się tam znajdują. Ale także musimy się tam dostać, jeśli przepali nam się żaróweczka odpowiedzialna za oświetlenie. Film o rozkręcaniu i smarowaniu górnej części oglądamy tutaj.
Po przesmarowaniu bębenka i górnego mechanizmu upewniamy się, że żadne pędzelki, szmatki i inne narzędzia czyszczące nie leżą w okolicy mechanizmów maszyny, włączamy maszynę i przy podniesionej stopce i wyjętej igle (!!!) pozwalamy maszynie popracować chwilę, żeby smar miał okazję się dobrze "rozmazać" po wszystkich powierzchniach.
I ostatnie zabiegi kosmetyczne, czyli przecieramy do czysta maszynę z zewnątrz, szczególnie, jeśli była przesmarowywana - co oglądamy sobie tutaj.

I na wszelki wypadek jeszcze trzy kwestie końcowe, o których wprawdzie mowa w filmie, ale niech zostanie po nich także ślad na piśmie:
- Maszynę czyścimy często! Co najmniej raz w miesiącu, a nawet częściej, jeżeli właśnie skończyliśmy szyć z materiału, który pylił, brudził i sypał nitkami na prawo i lewo.
- Smarujemy maszynę co najmniej raz w roku, a jeśli jest używana bardzo intensywnie, to nawet częściej, na przykład raz na pół roku. Smarujemy zawsze po dokładnym wyczyszczeniu maszyny.
- Po przesmarowaniu górnego mechanizmu maszyny pozostawiamy maszynę z fragmentem materiału lub papierową chusteczką pod opuszczoną stopką, co najmniej na dwanaście godzin, najlepiej na całą dobę, żeby nadmiar smaru miał szansę spłynąć. Nie zakładamy igły!!! Założona igła nam się zatłuści i będzie zostawiała tłuste ślady na pierwszym szytym nią materiale. Uchwyt igły przecieramy po tej dobie czekania i dopiero wtedy zakładamy igłę i sprawdzamy na skrawku testowego materiału, czy cały smar już spłynął i czy nie zostają tłuste ślady na materiale.

***
I jeszcze jedna uwaga - podobnie zachowujemy się w momencie, kiedy w bębenek wplączą nam się nici. Kiedy tylko zauważamy, że taka "tragedia" nastąpiła, natychmiast przestajemy szyć. Wyłączamy maszynę z prądu i bardzo delikatnie sprawdzamy, czy jesteśmy w stanie poruszyć bocznym kółkiem i wyjąć igłę z materiału. Jeśli tak, to oddychamy z ulgą, jeśli nie - odcinamy bardzo ostrożnie ostrymi nożyczkami materiał blisko igły. Może to oznaczać zniszczenie szytej rzeczy, ale lepsze to niż zepsucie maszyny!!!
Wycinamy maksymalnie dużo materiału i kiedy tylko się to uda, wyjmujemy igłę i zdejmujemy stopkę. Następnie odkręcamy metalową płytkę chroniącą ząbki transportera, wyjmujemy szpuleczkę i zapewniamy sobie dostęp do bębenka. Wyciągamy niteczki z mechanizmu bębenka, ostrożnie i cierpliwie, jeśli jest problem, to pomagamy sobie pęsetą. Nie szarpiemy na siłę, nie wyrywamy. Delikatnie możemy obracać bocznym kółkiem, żeby dostać się wszędzie. Kiedy wydaje nam się, że wszystko udało nam się wyjąć, bo ręcznie przekręcane boczne kółko nie stawia oporu, to włączamy maszynę do prądu i bez stopki i bez igły pozwalalmy jej popracować kilka sekund, żeby ewentualne małe kawałeczki miały szansę wypaść dołem lub pokazać nam się na górze. Wybieramy je, najlepiej pędzelkiem, skręcamy maszynę i na testowym kawałku sprawdzamy, czy szyje i żyje.
Zaplątywanie się nici w bębenku zdarza się nawet najlepszym i to żaden wstyd ani tak naprawdę nie wielka tragedia. Tylko podchodzimy do tej sytuacji na spokojnie, bez paniki i ze stanowczą delikatnością :)))

***
I chyba ostatnia tragedia, jaka może nas spotkać na co dzień - złamana igła, której końcówka zostaje gdzieś w odmętach maszyny. Rzadkie, ale się zdarza. Podobnie - maszyna wyłączona, bez resztek igły i bez stopki, Odkręcamy dolną pokrywę (pod spodem maszyny, jeśli mamy bębenek zamontowany  poziomo) i albo się okaże, że ta złamana część już leży na spodzie i tylko trzeba ją wyrzucić, albo pomagamy sobie magnesem! 
Jeśli mamy podejrzenie, że odpryśnięty fragment igły utknął nam w mechanizmie maszyny, bardzo, ale to bardzo (!!!) ostrożnie kręcimy ręcznie kółkiem zamachowym z boku. Przestajemy nim poruszać przy najmniejszym oporze i staramy się wyciągnąć ten odłamany fragment tak, żeby nam mechanizm bębenka ani drgnął, bo wtedy jest bardzo duża szansa, na uniknięcie uszkodzeń.

niedziela, 23 czerwca 2013

LETNIA SZKOŁA SZYCIA - część pierwsza

Dziś część pierwsza, czyli oswajanie maszyny, podstawowy "obrządek" sprzętu i pierwsze własnoręcznie/własnomaszynowo wykonane szwy.
Tym razem filmów jest sporo i żeby wpis wczytywał się sprawnie i szybko, zdecydowałam, że nie będzie w samym tekście filmów, będą linki. Dajcie jednak znać, czy tak jest dla Was wygodnie. Jeśli się okaże, że "po staremu" było lepiej, to zmienię.

***
To zaczynamy, maszyna na stół i... instrukcja obsługi w dłoń. Instrukcję czytamy od deski do deski. Nawet jeśli na początku nie rozumiemy wszystkiego. Przynajmniej będziemy wiedzieli, czego w tej książeczce można szukać.
Film o pierwszym kontakcie z maszyną oglądamy tutaj.

***
Odkrywamy tajemnice dolnej nitki.
Uczulam na to, że różne typy maszyn mają różne bębenki!!!
Różnica może tkwić w ich montażu. W modelu Singera na zdjęciu bębenek zamontowany jest poziomo i wkłada się do niego "gołą szpulkę" i nitkę z niej zaczepia o elementy stałe w samej maszynie. Ale są też maszyny, gdzie bębenek montowany jest pionowo, "na stojąco" i tam szpulka ląduje najpierw w wyjmowanej metalowej obudowie i to o jej elementy zaczepia się nitkę, a później całość (metalowa skorupka ze szpulką w środku) ląduje w maszynie.
Ale różne są też same szpulki - różnią się średnicą i wypukłością. Nie ma tak, że każda szpulka pasuje do każdej maszyny.
Film o tajemnicach nawijana dolnej nitki na szpulkę oglądamy tutaj.
Film o wkładaniu szpulki do wnętrza maszyny oglądamy tutaj.

***
Czas na "motanie" górnej nitki.
W większości maszyn domowych system nawlekania górnej nitki jest bardzo podobny. Może się minimalnie różnic w kolejności zaczepiania o kolejne metalowe/plastikowe zaczepy. Informacji o tym, jak to dokładnie wygląda szukajcie w swoich instrukcjach obsługi oraz na samej maszynie, gdzie często na obudowie są rysuneczki i cyferki, gdzie i jak po kolei przeciągnąć nitkę.
W filmie zwracam uwagę na to, że igła może być montowana tak jak u mnie oczkiem igły do przodu. Są jednak takie modele maszyn, że igła montowana jest bokiem.
Przy okazji pokazuję, jak sobie radzić z nawlekaczem igły wbudowanym w maszynę.
Film o nawlekaniu górnej nitki oglądamy tutaj.

***
Stopki, stopki, stopki.
Zestaw stopek, który jest pokazany na filmie, to taki "zestaw wysoce użyteczny", czyli: stopka uniwersalna, stopka do zamka krytego, stopka do zamka błyskawicznego zwykłego, stopka do robienia dziurek na guziki.
Oczywiście rodzajów stopek jest znacznie więcej, ale tutaj skupiamy się na tych podstawowych.
Większość współczesnych maszyn ma stopki montowane w uchwyt "matic niski" i pasują one do wielu modeli i marek maszyn. Ale warto się zawsze upewnić, czy stopka, którą chcemy kupić do naszego modelu maszyny będzie pasowała.
Film o rodzajach stopek i sposobie ich montowania oglądamy tutaj.

***
Igły, igły, igły.
Dobra krawcowa ma zestaw igieł niczym dobrze wykarmiony jeż :)))))  Igły o różnych grubościach, o różnym przeznaczeniu, igły podwójne.
Nie szyjemy igłami uszkodzonymi, wyszczerbionymi, tępymi!!! I nie chodzi tylko o to, że maszyna zacznie wyczyniać dziwne sztuki, pętelkując, przepuszczając szwy itp. Większym problemem jest to, że taka igła może uszkodzić bębenek! Dlatego warto inwestować w nowe igły, żeby nie musieć płacić za naprawę  sprzętu.
Informacje o tym, jaka grubość igły do jakiego materiału jest przeznaczona znajdziecie najczęściej w tabelce pod koniec instrukcji obsługi.
Ja sama jestem zwolenniczką kupowania igieł "dedykowanych" do określonej marki maszyny, bo mam wtedy pewność, że taka igła nie szkodzi bębenkowi. Ale generalnie igły sprzedawane w pasmanteriach jako "igły do maszyn domowych" będą pasowały do popularnych maszyn.
Film o rodzajach igieł oglądamy tutaj.
Film o montowaniu igły i wymianie oglądamy tutaj.

***
Regulacja napięcia nitki górnej.
Początek każdego szycia to regulacja napięcia nitki górnej. Sprawa bardzo ważna, żeby nasze szwy były trwałe i trzymały latami.
Przy okazji ćwiczymy szycie szwem prostym
Film o regulowaniu napięcia nitki górnej oglądamy tutaj.
I na wszelki wypadek również tutaj, na innym rodzaju materiału.

***
Zygzakiem, Jasiu, zygzakiem!
Tak zwany ścieg zygzakowy to podstawowy (choć ani nie jedyny, ani nie mój ulubiony) sposób na wykańczanie brzegów tkanin. I w przypadku ściegu zygzakowego wymagane jest wyregulowanie napięcia nitki górnej, decyzja o gęstości ściegu i jego szerokości. I okazuje się, że żeby ścieg zygzakowy wyglądał estetycznie trzeba się nieco bardziej namęczyć.
Film o zygzaczkach oglądamy tutaj.

***
Ozdobnie też można.
Ściegi ozdobne ma w zasadzie każda maszyna. Moja ma ich niezbyt dużo, ale skoro są, to czemu ich nie oswoić i nie wykorzystywać.
Przy szyciu ściegiem ozdobnym stajemy przed koniecznością wyregulowania nie tylko napięcia nitki górnej, ale przede wszystkim szerokości ściegu i jego gęstości.
Film o tym, jak gęstość i szerokość ściegu wpływa na wygląd (lub kompletny brak wyglądu :))) ściegu.
I drugi film o efekcie pożądanym :))

***
To może podwójnie?
Podwójna igła to bardzo ciekawy wynalazek, który nie tylko ma swoje spore zalety użytkowe (jest to idealny sposób na wykańczanie brzegów "uszytków" dzianinowych), ale także daje możliwość poprowadzenia dwóch idealnie równoległych szwów jednocześnie i to szwów w dwóch kolorach!!!
Jedna uwaga!!! Szycie podwójną igłą wymaga ustawienia bardzo dużego naprężenia górnej nitki (żeby pod spodem nitka z bębenka była rozciągana w ładny, estetyczny zygzak), dlatego szyjemy dobrą jakościowo nitką!!! Żeby taka nitka wytrzymała to duże naprężenie i nie zrywała nam się co chwila.
I jeszcze ważniejsza uwaga i ostrzeżenie. Podwójna igła musi nam się mieścić w czasie szycia w "dziurce" w stopce. Oznacza to, że możemy nie być w stanie wykorzystywać ściegów ozdobny, a nawet zygzaka o dużej szerokości, bo wtedy igły będą nam w maksymalnym wychyleniu na bok biły w stopkę!!! O konieczności sprawdzenia, czy możemy szyć danym ściegiem, czy przy danym położeniu igły mówię na filmie.
Film o szyciu podwójną igłą oglądamy tutaj.

***
Ćwiczenia czynią mistrza! Czyli PRACA DOMOWA!!!
Najbliższe kilka dni poświęćcie na oswajanie maszyny - ze stanu groźnego jeżozwierza do stanu ukochanego zwierzątka domowego.
Ćwiczymy szycie prosto, przy brzegu, dalej od brzegu, po krzywych i po pętelkach. Sugeruję poświęcenie na ołtarzu mistrzostwa szycia jakiegoś starego prześcieradła lub niezbyt grubego kuchennego obrusu. Niezbyt gruba, gęsto tkana bawełna jest idealna, bo nie jest materiałem wymagający, a nitki z brzegów wysnuwają jej się w umiarkowanym natężeniu.
Bawimy się ściegami ozdobnymi. Testujemy szerokości i gęstość ściegów. Oswajamy.
Film o tym, co ćwiczyć oglądamy tutaj.
I drugą część tutaj.

***
PRZYGOTOWANIA DO NASTĘPNEJ CZĘŚCI
Dziś było bardzo teoretycznie, a najlepiej się uczy praktycznie. Dlatego w przyszłym tygodniu będziemy szyć konkretną rzecz - dwustronny fartuszek.
Potrzebne będą:
- w miarę cienki bawełniany materiał (lub inny materiał, który nie jest śliski jak węgorz, żeby sobie na początek nie utrudniać); mogą być duże resztki (kawałki około 70 na 70 cm wystarczą plus dwa długie kawałki na pasek i falbankę; mogą być różne, będzie kolorowa wersja);
- opcjonalnie kawałek koronki do wykończenia;
- nici;
- kawałek wąskiej gumki (dosłownie kilkanaście centymetrów);
- mydełko krawieckie, długa linijka, centymetr, nożyczki, szpilki, maszyna :))))
Zdjęcia mojego Startowego Zestawu Fartuszkowego zrobię wcześniej i pokażę w połowie tygodnia, żeby było dokładnie wiadomo, co jest potrzebne.

Dodatkowo mam propozycję do szybkiego przemyślenia i zaakceptowania. Możemy się umówić, że nauczymy się także od A do Z korzystać z Burdowych wykrojów.
Moja sugestia jest taka - kupimy sobie wszyscy najbliższy numer Burdy (w kioskach 28 czerwca, czyli pod koniec tego tygodnia) i wybierzemy jakiś model/modele i rozpracujemy od zera.
Dajcie znać, co o takim pomyśle sądzicie. Bo to jest taka akcja, z której będzie można skorzystać dosłownie w tej chwili, bo jeśli ktoś się w czasopismo nie zaopatrzy, to zostanie mu później zamawianie numeru archiwalnego.
Piszcie w komentarzach, jak Wam taki pomysł pasuje.
O decyzji, jaka zapadnie też dam znać w połowie tygodnia (przed pokazaniem się Burdy w kioskach :))).

***
Szyjcie, ćwiczcie, nastawiajcie się na kolejny odcinek i piszcie, jeśli będą jakiekolwiek pytania!
Gdyby ktoś zażyczył sobie umieszczenia grafiki Letniej Szkoły Szycia na swoim blogu, to częstujcie się bez wahania. Można kopiować bezpośrednio z bloga lub kliknąć na ten link - TUUUUU :)))


niedziela, 26 sierpnia 2012

BRZYDAL W AKCJI, czyli recenzja Singera 4423 Heavy Duty

AKTUALIZACJA Z 2016 ROKU
Pojawia się tyle maili z pytaniem i co sądzę o Brzydalu po latach, że chyba lepiej to napisać tutaj. Sądzę to samo - nadal go mam. Nadal używam. Serwisu nie widział. Nie mam zamiaru wymieniać go na nowszy model :)


Na początek, kompletnie subiektywnie napiszę, że... zakochałam się w Brzydalu bez pamięci, moje uczucie pogłębia się z każdą godziną, jaką spędzamy razem. Brzydal spełnia wszelkie moje fanaberie i nawet nie miauknie, że wymagam za dużo. Jednym zdaniem - krawiecki partner idealny.


To może ja zacznę od opisu testów przeprowadzonych przy udziale Brzydala:
- przeszył mięsistą bawełnę złożoną w 16 (!!!) warstw i szew był równy, prosty i idealny; przy czym w połowie szycia przechodziłam z 8 warstw na 16 i nie ma nawet śladu tej zmiany na szwie - a to oznacza, że stębnówki przestają być jakimkolwiek wyzwaniem;
- poradził sobie z szyciem cienkich i śliskich: szyfonu, bawełny z jedwabiem, organdyny, satynowej podszewki i elastycznej siateczki - nawet szwy ozdobne nie były żadnym problemem;
- jeśli ktoś pamięta moje perypetie z niebieskim materiałem na Spodnie Bez Niczego, to wcale się nie zdziwi, że wyciągnęłam tamtą bardzo luźno tkaną bawełnę i wsadziłam pod stopkę... bez zarzutu, nawet szwy ozdobne Brzydal na tym zrobił idealnie;
- zestaw szwów elastycznych został przetestowany na: elastycznej siateczce (tej od Błyskawicznego Feniksa bez Popiołów), dzianinie (ze Spodni Do Zadań Specjalnych) oraz ścinkach poliestrowego pomarańczowego Prześcieradła (tego, co to się nie chciało skończyć) i szwy są rzeczywiście elastyczne, materiały nie są "pokaleczone" (żadnych zaciągniętych czy uszkodzonych igłą nitek), żadnego ściągania, nawet przy szwach bardzo ozdobnych.


Singer 4423 ma w standardzie cztery stopki:
- zwykłą (czyli do ściegu zygzakowego),
- do wszywania zamków,
- do przyszywania guzików,
- do obszywania dziurek (w tak zwanym "jednym przebiegu", czyli nic nie trzeba przestawiać w trakcie).


Czas na wady Singera 4423:
- hmmmm... jak na razie to znalazłam tylko jedną: trzpienie przytrzymujące szpulki nici są dwa: jeden pionowy i jeden poziom i oba są wykonane z plastiku i to jest dla mnie źródło zmartwień, że są zbyt delikatne i mogą się złamać.
I to tyle żadnych innych wad nie zanotowano, żadnych za krótkich kabli, hałasującego silnika, kłopotów z ustawieniem naciągu nici, nawlekaniem nitki... NIC!


Zalety (w kolejności dowolnej, jak mi przyszły do głowy):
- nie hałasuje tak, jak sie tego spodziewałam (jest chyba nawet cichszy od Zośki);
- nie jest makabrycznie ciężki ani wielki (z Zośką jest to porównywalne);
- szybki jak błyskawica (około 1000/1100 ściegów na minutę, co po Zośce robi wrażenie);
- czytelna instrukcja;
- ściegi do tkanin elastycznych, które rzeczywiście są elastyczne (wszystkich ściegów jest 23, z czego 11 elastycznych);
- przezroczysta klapka nad bębenkiem, więc widać, ile nici nam zostaje na dole (jak dla mnie cudo, bo nie mam stresu, że mi się nagle i niespodziewanie nitka skończy przy stębnówce);
- automatyczny nawlekacz igły i obcinacz nitek (jak to określiła Mama Rodzona Moja Jedyna - "udogodnienia dla starszej pani", ale przyspieszają znacznie te czynności i w końcu nie szukam rozpaczliwie nożyczek, żeby obciąć nitkę);
- duży prześwit pod stopką, co pozwala Brzydalowi wepchnąć pod stopkę grubo złożony materiał, przy czym stopka ma dwa poziomy uniesienia - jeden normalny i drugi nieco większy, kiedy się maksymalnie podniesie i przytrzyma dźwignię stopki, wtedy prześwit staje się rzeczywiście duży;
- można wyłączyć dolny transport, co pozwala na przykład na zrobienie dekoracyjnych przeszyć w patchworkach;
- współdziałanie transportu dolnego i docisku stopki jest perfekcyjne - materiał przesuwa się bez zarzutu niezależnie od jego rodzaju i od odległości szwu od brzegu (stębnowałam trzykrotnie złożony materiał jeanso-podobny około dwa milimetry od brzegu i nie było żadnych problemów z prowadzeniem materiału);
- solidny i dobrze wykonany, wszystko idealnie spasowane, w czasie szycia nic nie brzęczy, nie skrzypi, nie wpada w wibracje;
 - no i chyba największa zaleta - stosunek cena-jakość-profesjonalizm jak dla mnie bardzo akceptowalna, za mniej niż 800 złotych (z kosztami transportu kurierem do domu) dostajemy półprofesjonalną maszynę do zadań specjalnych, która poradzi sobie z elastyczną siateczką i ze złożonym kilkakrotnie jeansem.


U mnie Singer 4423 Heavy Duty w tej chwili ma 5,5 punktu w sześciostopniowej skali (te pół punktu traci za plastikowe - potencjalnie nietrwałe - elementy podtrzymujące szpulki). Podsumowując - decyzję o wymianie maszyny uznaję za właściwą, a wybór nowego modelu za wyjątkowo udany.

Poniżej filmik z szybkich testów konsumenckich, gdzie widać, że to rzeczywiście szyje i daje sobie radę:

***
A teraz dwa ogłoszenia parafialne:

Pierwsze jest takie, że po wszechstronnym przetestowaniu Brzydala doszłam do wniosku, że posiadanie dwóch maszyn jest kompletnie nieuzasadnione, bo na to, że kiedykolwiek wyciągnę na światło dzienne Zośkę, są marne szanse, a po co ma się kurzyć maszyna sprawna i dobra, która się może komuś przydać. Dlatego Zośka wyląduje dziś na ulubionym serwisie aukcyjnym, wystawiona na sprzedaż. Jeśli ktoś jest zainteresowany, to zapraszam na Allegro, sprzedaję ją w pełni sprawną z całym wyposażeniem, kompletem stopek, igieł, szpulek i innych śrubokrętów.
Bezpośredni link do aukcji - klikamy TUTAJ.

I po drugie uprzedzam, że  mogę zniknąć na jakieś dwa, trzy dni, nie odpowiadać na maile, zaniedbać odpowiadanie na Wasze komentarze, czyli jednym słowem - zapaść się pod wirtualną ziemię, bo... zostanę bez laptopa. Akcja pozbywania się mojego obecnego właśnie trwa, a zakup nowego i przystosowanie go do moich wygórowanych potrzeb potrwa zapewne do połowy przyszłego tygodnia.

***
A w ramach następnego wpisu pojawi się - TUBA RAZEM ROBIONA - PROLOG, czyli wielkie ujawnienie tego, co będzie potrzebne do sprawnego i bezproblemowego wykonania Tuby Bardzo Kobiecej (tak, żeby był do połowy września czas na zaopatrzenie się w odpowiednie włóczki i inne akcesoria).

środa, 22 sierpnia 2012

TUBA BARDZO KOBIECA I ŻELAZNY BRZYDAL

Przepraszam, skłamałam, nałgałam bezczelnie... bo obiecałam, że w tym wpisie nie będzie ani pół słowa o szyciu... a będzie, musi być, bo Brzydal już dojechał i został nawet przetestowany. Czyli jestem szczęśliwą jak warchlak w czasie mżawki posiadaczką Singera 4423. Ale o maszynie będzie później, najpierw o projekcie dzierganym.

***
Oto Tuba Bardzo Kobieca:

Powstała z tej samej bawełny co Bluzeczka Nie Do Końca Biała i nawet resztki tej białej są wykorzystane jako wykończenia. Poszło nieco poniżej 400 gram.

W całości na Denatce prezentuje się tak:

Na wykończeniach wszelkich dołów moje ulubione pawie oczka. Dodatkowo na wysokości pasa są ozdobne "zaszewki", które pozwoliły bluzce zyskać talię bez kombinowania z dodawaniem i odejmowaniem oczek na drutach:

Wykończenie dekoltu grzeczne, gładkie i bez fajerwerków, żeby nie było "za dużo grzybów w barszczu":

Ale ładny łańcuszek jest:

***
I generalnie Tuba Bardzo Kobieca była robiona z myślą o kolejnym projekcie Razem-Robienia... I tak sobie wykombinowałam, że będzie ją można zrobić w wersji bez rękawów, z krótkim rękawem lub z długim (rosnący poziom zaawansowania, a co!). Przy okazji pokażę, jak zrobić otulacze, do kompletu do Razem-wiczek, (bo w Tubie wykorzystany jest ten sam patent), o taki otulacz na przykład:

Zostało mi zapewnić, że to może nie wygląda, ale poziom zaawansowania Tuby jest jakieś "2" w skali 6-stopniowej (czyli może się zabierać za nią każdy). W wersji z rękawami jest trudno na trzy i pół.
To teraz czekam na jakiś odzew, czy robimy, czy nie robimy :))), bo na Rogu Renifera wola ludu czytającego jest ważniejsza niż wola Ślubnego :))))
Jeśli zdecydujemy, że robimy, to tak jak przy Razem-wiczkach odpowiednio wcześnie podam, jaki jest zestaw niezbędnych narzędzi drutowej zbrodni i sugeruję początek imprezy w drugim tygodniu września.

***
Teraz będzie... nie, jeszcze nie o Brzydalu. Teraz będzie o tym, co na drutach teraz. A na drutach numer 2.00 jest to:

I powstaje Projekt Romantyczny. I to projekt, co u mnie jest rzadkością, na zamówienie... ślubne - mitenki i szal.
Ale przy okazji zrobiłam fotki i pokażę Wam, jak się Intensywnie Kreatywnie przewija wełenkę z takich motków w kłębki, kiedy nie posiada się do tego specjalnego narzędzia (można go sobie u Ani pooglądać) ani nie ma się na podorędziu drugiej pary rączek (Ślubnego na przykład). Bierze się wtedy dwie miski i konstruuje się to:

Po pierwsze zwija się bez problemów i nic się nie usiłuje poplątać. A po drugie i czasami ważniejsze, kłaczki nam nie latają po metrach przestrzennych, bo większość z nich osiada na dnie miski spodniej :)

***
To jeszcze zanim Brzydal, to koniecznie Mały. Mały w wersji tradycyjnej, czyli wdzięcznie rozpłożony na dywaniku:

Ale to już było - dywanik i Mały na wierzchu, to będzie ujęcie nietypowe:

Mały zatrzymany na chwilę w porannym tarzaniu się w firankach. I ujęcie drugie, poprawione, bo przecież aparat trzeba obwąchać:

***
To teraz do dzieła, do rzeczy i do Brzydala, czyli Singera 4423 Heavy Duty. To ja napiszę tyle - zakochałam się od pierwszego wejrzenia :)))) No dobra, może od drugiego, bo pierwsze wejrzenie było mocno styropianowe:

Moje wrażenia po pierwszym dniu z Singerem... ekstaza... To jest mniej więcej tak, jakby osobę jeżdżącą na co dzień starą Skodą wsadzić do Audi Q7.
Na razie jestem w stanie takiej euforii, że niewiele konkretów mogę Wam przekazać. Jak już emocje opadną, to obiecuję, że zrobię porządną recenzję, z filmikami i zdjęciami. Ale jednego jestem pewna, na filmie prezentacyjnym wrzuconym w poprzednim wpisie nie kłamali, że przeszycie wielu warstw materiału to dla tej maszyny kaszka z soczkiem malinowym - sprawdziłam (szycia drewnianych listewek nie testowałam, ale zaczynam wierzyć i w to :))). Szwy elastyczne też są rzeczywiście elastyczne.
Przy czym Singer wcale nie jest gigantyczny ani makabrycznie ciężki. Gabaryty i ciężar ma bardzo zbliżony do Zośki, aż byłam zaskoczona, bo się nastawiłam psychicznie na wielkoluda i regularne ćwiczenia bicepsów :)))):

I Żelazny Brzydal imienia nie zmieni :))), bo jest bardzo... kanciaty i toporny (ale przy tym jakość wykonania, bez zarzutu!).

***
To ja idę się rozdwoić, bo Brzydal wzywa i druty wzywają... chyba rzucę monetą :)

niedziela, 19 sierpnia 2012

KARMNIK RÓŻOWĄ NITKĄ SZYTY

Z frontu krawieckiego wieści ciąg dalszy. Informuję, że najprawdopodobniej jako jedyna na świecie (a na pewno w powiecie) mam spódnicę z karmnikiem:

I zacznę od tego, że dawno, oj dawno nie szyłam ze zwykłej, grzecznej bawełny. Już zapomniałam, jaka to przyjemność, kiedy się nic nie usiłuje powyciągać (bo elastyczne), przesunąć (bo śliskie), przekrzywić, skręcić i inne takie tam. Szycie bawełnianego płócienka jest... cudownie uporządkowane i "od linijki", czyli dla mnie bomba. 

No to teraz sam model - o tym, że korzystałam z Burdy z poprzedniego wieku, to już pisałam, ale dla porządku - Burda ze stycznia 1991 roku, model 122. Znaczących zmian konstrukcyjnych nie było - lekkie dostosowanie zaszewek, inaczej poukładane zakładki, skrócenie spódnicy o jakieś piętnaście centymetrów.

Skończona Spódnica z Karmnikiem prezentuje się jak widać poniżej:

 To różowe na tkaninie to jest ptaszor, ale i z przodu, i z tyłu został z niego odwłok, bo łeb ma w zakładkach. Ale miałam do wyboru, albo rybki, albo akwarium, a raczej - albo karmnik, albo ptaszor i karmnik wygrał :)

I z przodu patrząc, spódniczka jest "grzeczna", to znaczy nie odstaje na biodrach (dzięki bogom dowolnym i zaszytym zakładkom materiału) i nie rzuca się w oczy, że to jest jednak sztywniejsza bawełna. Natomiast z boku, zakładeczki robią już swoje i widać, że spódniczka nie "leży" na nogach, tylko ładnie odstaje - efekt całkiem mi się podoba:

Trochę cierpiałam przy krojeniu tej spódnicy, bo materiał charakteryzuje się zupełnym brakiem symetrii i nie dało się niczego spasować na szwach. Ale wydaje mi się, że i tak jest na tyle chaotyczny, że ten brak spasowania na cięciach i zakładkach niczego nie zmienia... dodaje pięć procent więcej chaosu do chaosu :)

No to teraz będą szczegóły techniczno - wykończeniowe. 
Pierwszy dylemat po skrojeniu spódnicy pojawił się wraz z wyciągnięciem pudła ze szpulkami - jakie nici? Czarne? Białe? Brązowe? Decyzja była szybka i intensywnie kreatywna - RÓŻOWE!!! A raczej wrzosowo-różowe, dokładnie pod kolor ptaszora. 

Na zdjęciu powyżej przy okazji widać, że zakładki były wzmacniane ozdobnymi odszyciami, a co! Z daleka nie widać, ale ja wiem, że są, a detale składają się na całość.

Udało mi się znaleźć biały guziczek z brązowym "chaosem" na środku (kwiatkowym) - do tego materiału idealny:

Oczywiście dół podszyty ręcznie:

Iiiii... mały "detalik-sekrecik" - ja mam słabość do napisów "fabrycznych" na tkaninach. Nie wiem, czemu, ale mam. No to nie mogłam się powstrzymać i tak kroiłam pasek, by napis znalazł się na jego wewnętrznej stronie :)))

I teraz pytanie za sto punktów - czy pozostałe bawełniane spódnice też będą z tego samego wykroju... chyba nie. Tak na 80% nie. Mam ochotę poeksperymentować dalej, tym bardziej, że tutaj nie jestem "bezzastrzeżeniowa" wobec układania się pozakładanego materiału. Czeka mnie więc kolejne "górnictwo twórczo-wydobywcze", czyli przekopanie się przez stos Burd w celu znalezienia inspiracji.

***
Obiecuję!!! Obiecuję solennie, że kolejny wpis będzie cały, ale to caluteńki o robieniu na drutach!!! Bo Model Pokazowy do wspólnego robienia się wykańcza w niezłym tempie i będę mogła w końcu pokazać go Wam w całości.

***
A żeby mi się tematy krawieckie nie pałętały w następnym wpisie, to muszę tutaj napisać jeszcze jedno... Pamiętacie, jak szyjąc Niebieskie Spodnie Bez Niczego przeżywałam katusze, bo moja maszyna nagle zaczęła stroić fochy w kwestii: "tego szyć nie będę (foch), zapomnij (foch), wrrr...". I mniej więcej wtedy zapadła decyzja, że będę szukać nowej maszyny dla siebie. Tym bardziej, że moja Zośka (Łucznika) była kupowana w momencie, gdy moje podejście do szycia najlepiej streszczało: "spróbuję, zobaczę, może mi się spodoba". Szkoda było wydawać majątek na maszynę, jeśli mogła posłużyć jako zabawka na miesiąc lub dwa. Okazało się jednak, że moja miłość do cięcia szmatek wybuchła niczym ten islandzki wulkan, którego nazwy i tak nikt nie jest w stanie wymówić i puścić nie chce. 
I Zośka sprawdza się jak dotąd doskonale. Zyskała nawet miano maszyny wszystko szyjącej, bo elastyczne siateczki, dzianina, szyfon i organdyna jej nie straszne, ale... jest za słaba i ma za mały prześwit pod stopką, żeby spokojnie szyć na przykład gruby jeans.
I jakoś wczoraj temat nowej maszyny wrócił i został definitywnie zakończony - Zośka będzie miała niemieckiego kumpla, który na bank zyska miano Żelaznego Brzydala (powinien dojechać jeszcze w tym tygodniu). Proszę szanownych zaglądających oto Singer 4423 Heavy Duty, nowa machina szyjąca na Rogu Renifera:
Zdjęcie pochodzi ze strony Singer Polska, opis maszyny tamże :)))

Jest to maszyna zaliczana do klasy półprofesjonalnych, poczytałam sobie opinie na forach, pooglądałam filmik z pokazowego szycia (polecam tym, którzy szukają krawieckich wrażeń ekstremalnych, szycia maszyną drewnianych listewek, na przykład :).

Oczywiście wrażenia z pierwszego "zasięścia" do Brzydala będziemy transmitować prawie na żywo :)))

***
No to jeszcze będzie Mały, a co! Tym bardziej, że Mały został przyłapany na...

... jedzeniu i się przeraził, że...

... w końcu się wyda, kto przeżera te dziesiątki złotych miesięcznie, ale...
... dobre jest, więc oblizywania nie dało się powstrzymać. (Fotoreporterem śledczym był Ślubny :)))

PS. Przestałam być audio-pociągająca, dziękuję za wszystkie życzenia szybkiego powrotu do zdrowia, zadziałały bez pudła i znowu jestem w pełni sprawna i mogę bić kolejne rekordy w robieniu tysiąca rzeczy tygodniowo.
PS: Wczoraj, czytając "Wojnę i Pokój" (po rosyjsku), doszłam do fragmentu, gdzie było o tym, że Napoleon przegrał bitwę, bo miał katar. Fakt historycznie ważny i interesujący, ale ja się aż zatchnęłam... Jak ja mogłam zapomnieć, jak pięknie po rosyjsku mówi się katar???!!! Bo ja nie miałam kataru! Ja miałam... насморк (czyt. nasmark), ha!!! ;))))))))))))))))))