Mercedes-Benz W140

Z Nonsensopedii, polskiej encyklopedii humoru
To jest najnowsza wersja artykułu edytowana „17:12, 22 sie 2018” przez „AmoniakBOT (dyskusja • edycje)”.
(różn.) ← przejdź do poprzedniej wersji • przejdź do aktualnej wersji (różn.) • przejdź do następnej wersji → (różn.)
Idealny samochód prezesa z lat dziewięćdziesiątych

– Wrzućcie go do bagażnika, zmieści się!
– Ale jeden już tam leży!
– To nic, zmieszczą się

Fragment reklamy adresowanej do rosyjskich oligarchów

Mercedes-Benz W140 (pospolicie Bunkier, ur. 1991, zm. 2008, przeżywając kilka zamachów) – przedstawiciel klasy S w linii Mercedesa, a więc samochodów tak drogich i luksusowych, że stać na nie tylko mniejszość żydowską, przez co prawdziwi Niemcy przewracają się w grobie. Jest to jednocześnie jak do tej pory największy osobowy Mercedes, z samochodów koncernu przerósł go dopiero Maybach 57.

Opis modelu[edytuj • edytuj kod]

Szczyt finezji czyli antenki czujnika parkowania

Wizja zbudowania czegoś tak pancernego zrodziła się na desce kreślarskiej Włocha, któremu dźwięczały w duchu niemieckie słowa Kraft durch Freude[1] od nazwy organizacji wysyłającej na wycieczki do Włoch niemieckich obywateli w czasach III Rzeszy. Gdzieś podczas rysowania zagubił się człon durch Freude i została tylko Kraft, znajdując uosobienie w dwutonowym potworze o długości 5,11 metra. Dodatkowo pasażerów chroniły dziesięciomilimetrowe szyby oraz system automatycznego blokowania drzwi, a jeśli komuś było mało przestrzeni, przewidziano wersję przedłużoną o dodatkowe 10 centymetrów. Oprócz tego przewidziano wersję opancerzoną, specjalnie dla ruskich mafiozów z drzwiami wypełnianymi ołowiem. Ponadto w celu otwarcia się na potrzeby wschodzącego rynku wschodnioeuropejskiego samochody miały też wyjątkowo duże bagażniki, umożliwiające wygodny przewóz kilku walizek z pieniędzmi lub zwłok.

Aby umożliwić w miarę sprawne manewrowanie tym potworem zastosowano w nim czujniki cofania. Było to w czasach, gdy komputery dopiero zamieniły taśmy perforowane na dyski twarde, więc aby system mógł działać, musiano zastosować cztery długie na 15 centymetrów antenki w rogach pojazdu. Oprócz tego do wyposażenia samochodu należały tak niezbędne elementy wyposażenia jak podgrzewane wycieraczki[2]

Do napędu pojazdów używano tylko silników benzynowych o pojemnościach 2.8, 3.2, 4.2, 5.0 i 6.0 litra spalających odpowiednio dużo, więcej lub jeszcze więcej paliwa oraz jednego diesla 3.5 o zabójczej mocy 150 KM. Szczególnie ciekawą wersją jest tu czterystukonne 6.0 o dwunastu cylindrach i spalaniu około 25 litrów na każde przejechane 100 kilometrów. Oznaczało to bowiem konieczność tankowania samochodu co około 400 kilometrów. Mile widziane było też posiadanie własnej rafinerii.

Coupé – z zewnątrz zapowiedź nowej S-ki

Stosunkowo przełomową datą w produkcji modelu był rok 1995, gdy przeprowadzono facelifting, w czasie którego zmieniono… niewątpliwie coś zmieniono. Ponadto usunięto antenki od czujników parkowania, jak również archaicznego diesla, którego zastąpiono mocniejszą i oszczędniejszą jednostką 3.0. Rok później wprowadzono do produkcji bazujące na tym pojeździe coupé o oznaczeniu C140. Poza niesamowicie brzydkim przodem samochód ten odróżniał się od limuzyny pokraczną linią boczną za sprawą skrócenia przedziału pasażerskiego przy niezmienionym rozstawie osi.

Jak to mówią: brzydki, brzydszy, SsangYong

Pierwsza próba zamachu na ten model miała miejsce w 1998 roku, gdy produkcję nieopancerzonych limuzyn przekazano niezwykle prestiżowej[potrzebne źródło] koreańskiej marce SsangYong. Pojazdy te nazywały się Chairman H, miały przód z coupé oraz sprzedawane były z jednym silnikiem 3.2 litra. Następnym ciosem wymierzonym w model było zakończenie rok później produkcji coupé[3] oraz w 2001 wersji pancernych, zastąpionych przez Maybacha.

Ostatnim aktem reinkarnacji był w 2005 facelifting Chairmana, w którym upodobniono go wstępnie do modelu W220. Ostatecznie produkcja modelu zakończyła się w 2008, gdy do produkcji w Korei trafił wspomniany model W220, co zbiegło się w czasie z premierą w Niemczech W221.

Posiadacze W140[edytuj • edytuj kod]

Po prostu papieski
  • Papież – wersja cabrio nazwana Landaulet. W przeciwieństwie do zwykłych W140 tu antenki od czujników parkowania wystylizowano na papieskie laski.
  • Chiński rząd – zakupili kilkaset sztuk pancernej wersji w kolorze czarnym.
  • Szejk Muammar z Arabii Saudyjskiej – również zamówił sobie wersję pancerną. Zakochał się w niej tak bardzo, że w 2010 roku zdecydował się poddać samochód gruntownej modernizacji. Pomalowano wtedy samochód różową farbą z opiłkami złota.
  • Ruska mafia – zamówili nie wiadomo jaką ilość nie wiadomo jakich modeli w czarnym kolorze. Wiadomo tylko, że wszyscy, którzy próbowali o tym napisać zostali zamordowani. Ofiarom wyryto na piersi W Rosji Radzieckiej to ty piszesz o samochodzie dziennikarza motoryzacyjnego.

Dziś do tego elitarnego klubu możesz dołączyć nawet ty, gdyż ceny najtańszych egzemplarzy nie przekraczają kilku tysięcy złotych. Co prawda pojazdy te nie posiadają najczęściej silnika czy innych tego typu zbędnych urządzeń, ale nikt nie mówił, że samochodem musi dać się jeździć, nie?

Eksploatacja[edytuj • edytuj kod]

Przewypaśne wnętrze ze skórą, w którą pierdział jakiś prezes

Jak na Mercedesa przystało samochód jest w zasadzie bezawaryjny, jeśli nie liczyć usterek wynikających z masy pojazdu i doskonałego stanu polskich dróg. Wszelkie doniesienia o awariach innych elementów pojazdu należy traktować z przymrużeniem oka, a ludzi, którzy na własne oczy widzieli wycieki z tylnego mostu od razu wysłać na Sybir. Dzięki 12 warstwom lakieru W140 nie straszna jest drogowa sól.

Wszystko to sprawia, że głównym problemem przy eksploatacji pojazdu jest zużycie paliwa. Jeśli nie chodzimy w turbanie i nie mamy wspomnianej wcześniej rafinerii zalecana jest rezygnacja z wypaśnych wersji ośmio– i dwunastocylindrowych. Właściwie z sześciocylindrowych też. W ogóle, jeśli spojrzeć na to uczciwie, jedyną wersją posiadającą zużycie paliwa na akceptowalnym dla przeciętnego Kowalskiego jest trzylitrowy diesel, zadowalający się, jeśli tylko nie naciskamy za mocno pedału gazu, jedenastoma litrami ropy na setkę.

Na zakończenie warto wspomnieć coś o cenach części. Dzięki polityce promocji części dla posiadaczy starszych aut, oryginalny łańcuch rozrządu możemy wymienić za 2800 zamiast 3000 zł, a klocki hamulcowe osi tylnej kosztują zaledwie 666 zamiast 800 zł. Jednym słowem Eldorado.

Przypisy

  1. Potęga przez radość
  2. Podgrzewanie szyby jest takie pospolite…
  3. Którego i tak nikt nie kupował, więc strata żadna