Actions

Work Header

Dziwny

Summary:

Historia młodego, dziwnego studenta Akademii Sumeru.

Notes:

Tw: śmierć, negatywna postać i spoilery do okruszków, które możemy znaleźć w wersji 3.0. Jak okaże się, że Zandik to jednak nie Dottore pomaluję twarz na klauna czy coś. Znowu zabawa z wizją postaci.

Work Text:

- To dziwne dziecko. W ogóle nie płacze.

- Zandik jest uzdolniony, ale… Dziwny. Nigdy nie widziałam, żeby się denerwował czy płakał. Jest zawsze taki spokojny, ale inne dzieci nie umieją się z nim bawić.

- Jest taki dziwny. W jego głosie nie wyczuwam żadnych emocji. To… Niepokojące.

- Urodziłaś dziwaka, Setareh. Wszyscy w wiosce się na nas patrzą, wszyscy mówią. Ile jeszcze będziemy musieli to znosić?

- Dlaczego musisz być taki dziwny? Tak ranić matkę i ojca?

 

* * *

Tamtego dnia Zandik spojrzał na matkę parą dużych, czerwonych oczu, z których nie dało się niczego wyczytać. Jego twarz była spokojna i gładka, ładna, ale niepokojąca. Jak twarz małej lalki. 

  - Wybacz, mamo - odparł beznamiętnie. 

W następnej chwili poczuł ból i pieczenie policzka. Zandik dotknął powoli obolałego miejsca, z namysłem masując zaczerwienioną skórę w miejscu, w którym matka uderzyła go otwartą dłonią.

- To bolało - przyznał bez większych emocji.

W odpowiedzi matka wybuchnęła płaczem i uciekła z pokoju.

 

* * *

Miasto Sumeru było metropolią tak dużą, że wniosło ze sobą obietnicę możliwości, o których Zandik już dawno przestał marzyć. Przywykł do tego, że jego zainteresowania są uważane za dziwne w niewielkiej wiosce, w której się wychował, tutaj jednak rysował się przed nim zupełnie inny świat. Przede wszystkim głodny wiedzy, z czym młody mężczyzna utożsamiał się w stu procentach. Kiedy pierwszy raz usłyszał o Akademii od naukowczyni, która odwiedziła ich wioskę, poczuł, że będzie to miejsce dla niego. Nawet gdy sama kobieta zawiodła go swoimi wąskimi horyzontami, które nie raz gasiły jego pomysły nazywając je „niemożliwymi”, „szalonymi”, a czasami wręcz „heretycznymi”. Liczył, że właśnie dlatego odeszła z Akademii, by wędrować po Sumeru. Tak ambitne plany, jakie rodziły się w jego głowie po prostu nie były dla niej. Ale dla naukowców z Akademii…

- Chłopcze, obawiam się, że naprawdę musisz to przemyśleć - arcymędrzec Mehr spojrzał na niego parą wodnistych oczu. - Młodzi często mają podobne pomysły. Wielkie i ambitne, ale kompletnie nie osadzone w rzeczywistości.

- Ale Eleazar…

- Nie jest tak wielkim problemem. Kilka zachorowań rocznie nie stanowi tak wielkiego problemu. Wolałbym więc, żebyś skupił się na czymś realnym.

- To jest realne. Wiem to. Mogę sprawdzić moje przypuszczenia. Jeśli mam rację co do tego, co stoi za tą chorobą…

- Zandik, chłopcze. Jesteś jeszcze młody. To dopiero twój… Drugi rok, prawda? Wiem, że ludzie tacy jak ty chcą osiągnąć wiele bardzo, bardzo szybko. Ale zrozum, mówię to z perspektywy wieku i doświadczenia. Cudowne lekarstwa nie istnieją. Wolę, żebyś skupił się na czymś potrzebnym, a nie dziwnych mrzonkach. Akademia nie da ci na nie dofinansowania, najpierw musisz udowodnić swoją wartość. Sam dobrze o tym wiesz, prawda? 

- Tak. Oczywiście - mruknął Zandik, zaciskając usta w wąską linię.

- Dobrze. - Arcymędrzec skinął głową. - A skoro mowa o wykazaniu… Mędrzec Sharnam zbiera ekipę badawczą, chciałem cię do niej zarekomendować. Myślę, że to będzie całkiem dobry start dla twojej kariery…

 

* * *

- Słyszałaś, Sohrah? 

- Hmm? 

- Podobno mędrzec Sharnam zaprosił na wyprawę Zandika.

- Tego dziwaka? 

- No! Ale z drugiej strony… Jest w nim coś takiego… No nie, Sohrah?

- Nie wiem o czym mówisz…

- Daj spokój, musisz przyznać, że jest całkiem przystojny.

- Może jest przystojny, ale nigdy z nikim nie rozmawia. Zamyka się w pracowni dzień i noc. Słyszałam też, że kilka razy wymykał się z Akademii.

- Serio? No, ale muszę przyznać, że ta aura tajemniczości też ma swój urok.

- Tajemniczości? To chyba zbyt ładne określenie na kogoś takiego jak on.

- Oj, Sohrah. Zobaczymy. Może po prostu jest nieśmiały. Jak teraz będziecie razem na wyprawie, może poznasz go bliżej. Pamiętaj, zdaj mi relację!

- Daj spokój, Azru. Dlaczego w ogóle miałabym go poznawać bliżej!

- Czy ty się rumienisz, Sohrah?

- Co? Chyba w twoich snach! 

 

* * *

Gdyby to zależało od Zandika, znacznie bardziej wolałby samotną eksplorację. Mędrzec Sharnam był jednak niewzruszony w swoim przekonaniu o zagrożeniu, jakie stanowiła dżungla. Żaden z uczniów nie miał wizji co tylko zwiększało jego obawy, dlatego też Zandik musiał pogodzić się z tym, że przydzielono mu Sohrah, jedną ze studentek Amurty - dziedziny, która interesowała go w dość nikłym stopniu. 

Przez pierwsze kilka wypraw, podczas których opisywali lokalną florę, faunę i fenomen linii lej, Sohrah próbowała go zagadywać na tematy tak nieistotne i nudne, że wzbudzała tym jego irytację. Pogoda. Uczelniane plotki. Rodzina. Dom. Kogo to interesowało? Nie miał czasu na tak trywialne sprawy, gdy otaczało go tak wiele możliwości.

- Wiesz, czasami się zastanawiam… - zaczęła Sohrah szóstego dnia, gdy wspinali się na jedną ze skarp górujących ponad zaciszną polanę - jedno z niewielu miejsc w dżungli gdzie docierało światło słoneczne. 

Nie dokończyła jednak zdania, gdyż w następnej chwili jej stopa trafiła na luźną skałę i dziewczyna - z nieznośnym piskiem, zsunęła się na sam dół niecki. Zandik westchnął i także zsunął się w dół, wiedząc, że jeśli zostawi Sohrah na dole, zostanie to źle odebrane. Wolałby nie zostać odesłanym za coś tak idiotycznego, zwłaszcza, że tylko nocami, gdy wszyscy pogrążali się we śnie, miał czas prowadzić swoje własne badania. 

(Kto by pomyślał, że w miejscu tak zapomnianym jak to odkryje maszyny, które wzbudzą jego zainteresowanie. Tak inne od tworów Akashy, w których czuć było nieosiągalną rękę bogów.)

- Sohrah? - krzyknął w stronę gęstych zarośli, gdzie zniknęła dziewczyna.

- Tu jestem! - odpowiedział mu zduszony okrzyk. - Chyba nic mi nie jest!

- Już idę w twoją stronę. Nie ruszaj się.

Zandik zaczął przedzierać się przez gęstwinę. Opierał się rękami o otaczające go grube konary, obrośnięte ciasno bluszczem. W pewnej chwili opuszkami palców wyczuł coś innego niż chropowata powierzchnia kory. Zandik zatrzymał się i zerknął w tamtą stronę. W pierwszej chwili nie mógł niczego dostrzec przez gęstą warstwę dzikich roślin. Gdy jednak wyrwał kilka chwastów, jego oczom ukazała się miedziana, zimna powierzchnia. Stuknął w nią - głuchy dźwięk potwierdził jego przypuszczenia. Kolejna maszyna! Wyciągnął notes by zanotować jej pozycje. Zamierzał tu trafić po zmroku, gdy inni będą zajęci mało produktywnym snem bez snów.

- Zandik?

Och. No tak. 

- Idę, idę. Zaraz się znajdziemy. - rzucił niedbale, zapisując stronę w swoim dzienniku. - Słyszę cię coraz lepiej. 

Po chwili ruszył dalej, Sohrah była nieopodal, tuż przy wejściu na polanę, którą widzieli z góry. Wyszli na nią i przysiedli na chwilę. Dziewczyna obejrzała się ze wszystkich stron, podczas gdy Zandik dopisał w notesie jeszcze kilka zdań.

- Co robisz? - zagadnęła go Sohrah, zerkając mu przez ramię. 

Palce Zandika odruchowo zacisnęły się mocniej na piórze.

- Zapisuję kilka wniosków z dzisiaj. Zauważyłaś, że rośliny tutaj wydają się większe i bardziej, hm… Jak to ująć?

- Soczyste?

Zandik spojrzał na nią pusto.

- To jeden ze sposobów nazwania tego.

Sohrah roześmiała się.

- Chodzi o kolor prawda? - odpowiedziała już poważnie. - Wiele roślin ma tutaj barwy znacznie intensywniejsze i ciemniejsze niż ich wersje w innych miejscach Sumeru. Też to zauważyłam. Właściwie mam kilka teorii, związanych z liniami lej. Zamierzam też prześledzić dawne legendy, gdy wrócimy do Akademii. Możliwe, że istnieje jakaś historia o bogach, związana z tym miejscem. Ich życie, wojny i śmierć często związane są z podobnymi fenomenami.

Zandik przymknął notes i spojrzał uważnie na Sohrah. Po raz pierwszy dziewczyna wydała mu się nawet interesująca. Myślała, a to była cecha, którą potrafił docenić.

- Myślę, że coś może być na rzeczy. Takie wydarzenia często też wpływają na linię lej. Powinnaś zerknąć też na jakiekolwiek skrawki informacji związane z Katastrofą. Roboty, które tu spotykamy, często są z nią związane.

- Naprawdę? - Sohrah uniosła brwi.

  - Tak. Choć nieczęsto się o tym mówi, według niektórych są one stworzone przez ludzi. Tylko i wyłącznie! Czy to nie fascynujące? Niestety Akademia zabrania ich badań. Uważają je za zbyt niebezpieczne - parsknął.

- Brzmi jak duże marnotrawstwo potencjału.

- Prawda? - Zandik przekrzywił głowę. Cień uśmiechu na moment zadrgał w kąciku jego ust. - Próbowałem już kilka razy przekonać Sharnama, żeby pozwolił mi opisać maszyny, które tu znajdujemy. Za każdym razem jednak słyszę to samo.

- Że to zbyt niebezpieczne?

- Dokładnie! 

Zaśmiali się razem.

- Myślę, że to kwestia jego wieku - odparła Sohrah, uśmiechając się ciepło. - Jestem pewna, że w końcu przekonasz Akademię. A gdy już to zrobisz, możemy porównać notatki, czy ich obecność i dziwny fenomen roślin tutaj są ze sobą związane.

Zandik zerknął na Sohrah i skinął powoli głową.

- Tak. Właściwie brzmi, jak całkiem dobry pomysł - stwierdził, pozwalając sobie na zaskakująco szeroki uśmiech.

 

* * *

- Sohrah? Wszystko w porządku?

- Tak, tak. Dlaczego pytasz?

  - Po prostu ciągle parują cię z tym dziwakiem, więc uznałem, że zapytam.

- Właściwie… Zandik nie jest wcale aż tak dziwny, jak się wszystkim wydaje.

- Żartujesz?

- Nie! Ostatnio znaleźliśmy kilka wspólnych tematów. Muszę przyznać, że jest naprawdę inteligentny. I poddał mi kilka pomysłów do mojej pracy.

- Och, to… Dobrze? Nie sądziłem, że kiedykolwiek usłyszę o nim coś takiego.

- Ja też! Ale prawda jest taka, że jest naprawdę… No wiesz.

- Em, Sohrah, jesteś pewna, że nie widzisz go trochę przez różowe okulary?

- …co masz na myśli?

- Och, nic, zupełnie nic! N-nie ważne. Co tam pakujesz?

  - A! To? T-to nic takiego. Trochę jedzenia.

- Jedzenia? Na noc?

- O-oczywiście, że nie na noc, pff! To na jutro. Wolę przygotować to jedzenie teraz i pospać trochę dłużej rano.

- A koc?

- K-koc? A! Tak. Koc. Koc. Wiesz, ostatnio było mi trochę zimno…

- Zimno…?

- Tak, zimno! Po prostu pomyślałam, że wezmę dodatkowy koc.

- Skoro tak mówisz… No nic, Sohrah. Uważaj na siebie i powodzenia z Zandikiem.

- P-powodzenia?! 

 

* * *

Przerażenie odmalowało się na twarzy Sohrah. Ciemne oczy rozszerzyły się najpierw w zdumieniu, a potem w strachu, którzy wykrzywił jej obiektywnie ładną twarz w groteskową maskę. Zandik przyglądał się jej kątem oczu, czując jak coś dziwnego łaskocze go od środka. Emocje nigdy nie należały do sfery jego zainteresowań, ale w tamtej chwili dziewczyna wydała mu się znacznie bardziej interesująca niż dotychczas.

Krew odbiegła z jej twarzy, pozostawiając jej skórę chorobliwe wręcz bladą. Długie i zadbane paznokcie dziewczyny kreśliły ślady w miękkiej ziemi, gdy Sohrah próbowała zerwać się do ucieczki, choć rąbek spódnicy zaplątał się w bluszcz. 

  - Zandik! Zandik! - krzyknęła przerażona, szukając go wzrokiem. 

Mężczyzna przekrzywił lekko głowę.

- Tak? - spytał spokojnie. 

Zdziczałe spojrzenie Sohrah miotało się między nim, a maszyną, która powstawała ponad nimi ze zgrzytem zardzewiałych trybów, zrywając z siebie resztki bluszczu, które porastały ją przez ostatnie stulecia. Wielki robot rozpostarł metaliczne skrzydła, które złapały refleksy księżycowego światła, przebijającego się przez gęste korony drzew. Był wspaniały, majestatyczny i inny od tego, co Zandik widział przez całe lata w akademii. Nie było w nim nic z mistycyzmu, niedopowiedzeń i ingerencji bogów. Na wskroś ludzka konstrukcja, którą Zandik chciał poznać i zrozumieć. 

- Piękny, prawda? - powiedział, bardziej do siebie niż Sohrah, która nie odpowiedziała, wstając w pośpiechu z koca. Jej nogi zaplątały się o korzenie jednego z drzew. Dziewczyna straciła równowagę i, upadając, krzyknęła przeciągle. 

Łeb machiny - smukły, miedziany i lśniący obrócił się w jej stronę. Rozbrzmiał szczęk mechanicznych kończyn, kierujących się w jej stronę. Gwałtowny powiew powietrza, wzbudzony ruchem robota, odepchnął Zandika. Mężczyzna cofnął się o kilka kroków, zasłaniając twarz przedramieniem. Sohrah krzyczała.

Czemu? 

Była taka irytująca. 

Gdy jej krzyki przeszły w zduszone, gardłowe bulgotanie, poczuł nawet ulgę. Odsłonił twarz, szukając wzrokiem maszyny, która zdążyła przeskoczyć do Sohrah w zaledwie kilka sekund. Jej wielkie skrzydła ocieniały polanę, na której zaplątana w korzenie dziewczyna leżała rozpostarta, przygnieciona do ziemi potężną, metaliczną łapą. Zandik przyglądał się w milczeniu jak maszyna zgniata powoli uczennicę, tłamsząc jej krzyki. Dźwięk pracującego silnika wypłoszył ptaki z okolicznych drzew, które wbiły się w nocne niebo ciemną chmarą. 

Zandik zadarł głowę.

W tej samej chwili dobiegły go okrzyki innych, którzy zbudzeni wrzaskami Sohrah, musieli zacząć ich szukać. Mechaniczny stwór ponownie podniósł łeb i obrócił go w stronę, skąd dobiegały go nowe dźwięki - w stronę Zandika. Mężczyzna skrzywił się i odetchnął ciężko. Zlustrował spojrzeniem majestatyczną machinę, która wygięła się przed nim w łuk ponad nieruchomym ciałem Sohrah. 

Wyglądało na to, że jego eksperyment dobiegł końca.

 

* * *

- Zandik zachowuje się dziwnie, prawda? W ogóle nie płacze.

- Zawsze wiedziałem, że jest z nim coś nie tak…

- Dajcie spokój, każdy inaczej przeżywa żałobę.

- Naprawdę myślisz, że on cokolwiek przeżywa?

- Nie powinniście pracować, zamiast plotkować?

- Och, daj spokój. Zaraz skończymy się pakować. Ale powiedz szczerze, zgadzasz się z nami, nie? 

- Nie było mnie tam, poza tym gdyby nie Zandik, maszyna zabiłaby i nas.

- Nie wydaje ci się to dziwne, że nie opanował jej wcześniej?

- Sugerujesz, że wiedziałby od początku jak kontrolować machinę dawnej cywilizacji? Daj spokój. Nawet Zandik nie jest tak genialny.

- Nie wiem czy nazwałbym go geniuszem…

  - Nie wydaje wam się to dziwne, że w ogóle wybrał się nocą z Sohrah?

- Z tego co wiem sama go zaprosiła.

- Naprawdę? Co ona w ogóle widziała w takim dziwaku?

 

* * *

Zandik przystanął przy obozowisku Sohrah. Wszystko leżało w nim tak, jak dziewczyna pozostawiła je tamtego dnia. Inni uczniowie bali się dotknąć jej rzeczy, choć on kompletnie tego nie rozumiał. Była naukowcem takim samym jak oni. Jeśli faktycznie im na niej zależało, nie powinni chcieć zadbać o jej badania? Wnioski? W końcu to była jedyna wartość, jaką umieli po sobie pozostawić. Jedyna rzecz, która miała znaczenie. Tymczasem notes Sohrah leżał porzucony, wystawały z niego barwne skrawki materiału, którymi dziewczyna lubiła zaznaczać różne typy roślin, jakie odkrywali w dżungli - powiedziała mu to podczas jednej z ich wypraw, kiedy dyskutowali ewolucję rozumnych grzybów, jakie zamieszkiwały jedynie Sumeru. 

Zandik pochylił się nad jej notesem. Nie zamierzał zostawić go tutaj na pastwę wilgoci i pleśni. Choć Sohrah ostatecznie okazała się tak samo ludzka jak każdy inny, miała ułamek geniuszu, który należało uczcić. Jej badania nie powinny się zmarnować. Gdy wyprostował się, trzymając w dłoniach jej notes, usłyszał za sobą znajome chrząknięcie. Obrócił się. Kilka kroków od niego stał Mędrzec Sharnama, jego ostre jak stal spojrzenie mierzyło Zandika od stóp do głów.

- Co tutaj robisz, chłopcze? - spytał starszy mężczyzna głosem suchym jak jego kończyny.

- Przyszedłem po rzeczy Sohrah. Jestem pewien, że nie chciałaby, żeby jej badania poszły na marne… - urwał. Zawahał się. Był pewien, że ludzie w takich chwilach oczekiwali czegoś więcej. Jakichś innych słów, które nie przychodziły mu do głowy. Widział to też po twarzy Sharnama. Zaraz jednak spojrzenie mężczyzny stwardniało i odbiło się w nim to, co Zandik widział już wiele razy.

„Dziwak.”

- Hmh, rozumiem - odparł w końcu Mędrzec, wyciągając rękę. Zandik spojrzał na nią pusto, by wreszcie po krótkiej chwili oddać trzymany w dłoniach tom. - Zadbam o to, żeby opublikowano jej badania. Pod jej nazwiskiem. 

W odpowiedzi Zandik skinął głową.

- Powinieneś także się spakować. W związku z tym co miało miejsce, uznałem, że lepiej będzie przerwać tę ekspedycję.

  - Przerwać? - wyrwało się Zandikowi. Młody mężczyzna zamrugał zaskoczony i zmarszczył nieznacznie brwi. - To znaczy, rozumiem, że zagrożenie jest realne, ale czy niebezpieczeństwo nie jest wpisane w to, co robimy?

- Sohrah zginęła, Zandik.

- Tym bardziej powinniśmy zrozumieć to, co ją zabiło.

Sharnam zamrugał.

- …przepraszam?

- Powinniśmy zabrać tę maszynę do Akademii i ją zbadać. Rozebrać na części. Opisać każdy jej element. Zrozumieć jej budowę. - Zandik nawet nie zauważył, gdy jego głos zaczął przyspieszać. Każde zdanie wypowiadał szybciej i szybciej. Sharnam przyglądał się mu w milczeniu. - Moglibyśmy zapobiec podobnym wypadkom. Albo wykorzystać te maszyny do innych celów. Ich konstrukcja jest niezwykła. Nie ma w nich nawet krzty mocy bogów. Wszystko, z czego są złożone jest w zasięgu ludzkich możliwości. Widziałem kilka innych porzuconych w tym lesie. Każdy z nich jest innym typem, ale dwa takie same są identycznie skonstruowane, a to oznacza…

- ZANDIK - przerwał mu gwałtownie Mędrzec.

Uczeń zamrugał.

- Nie myśl, że nie wiem o twoich eskapadach. O tym ile razy uciekałeś w noc, żeby badać te, te… - Sharnam skrzywił się wymownie. - Stwory. Ile razy tworzyłeś zagrożenie, które mogło skończyć nas wszystkich. Przymykałem oko, ale incydent z Sohrah pokazał, że to był błąd. Myślałem, że wreszcie to zrozumiałeś. Że to, co spotkało twoją koleżankę, otworzy ci oczy, ale widzę, że się myliłem.

Zandik milczał. Jego spojrzenie ściemniało, cień zmarszczki pojawił się u nasady nosa. 

- Widzę, że potrzebujesz faktycznej nauczki. Wyrzucam cię z tego projektu, Zandik. Nie mogę pozwolić, żebyś zagrażał innym. I sobie. Zapomnij też o byciu wpisanym na listę autorów. Od dzisiaj zadbam o to, żebyś już nigdy nie wyruszył w teren.

Zandik zamrugał zaskoczony. Otworzył i zamknął usta. Na moment coś zabłysło w jego oczach, szybko jednak zgasło. Pusty, pozbawiony cienia emocji wyraz wygładził jego twarz. 

- Rozumiem - odparł beznamiętnie, skłaniając nisko głowę. - Wybacz, Mędrcze. 

 

* * *

Głęboka, ciemna noc panowała nad miastem Sumeru. Zandik siedział przy biurku, pracując przy przytłumionym świetle oliwnej lampy. Na gładkim blacie z ciemnego drewna rozsypał tryby i trybiki. Drobne, metalowe części o miedzianej barwie, które za dnia ukrywał pod swoim łóżkiem pod jedną z podłogowych desek. Przed nim spoczywały zapisane prostym, czytelnym pismem kartki, ozdobione rysunkami części, jakie przyniósł ze sobą z tamtej pamiętnej wyprawy. Mędrzec Sharnam dotrzymał słowa i od tego czasu każda prośba Zandika o wyprawę w teren kończyła się odmową. Z perspektywy ucznia było to marnowanie czasu i talentu. Sharnam był tchórzem, ale nie spodziewał się, że taka sama okaże się akademia. Zandik wiedział, że może odkryć znacznie więcej, gdyby tylko pozwolono mu wrócić w tamte miejsce. Kto wie, może nawet przywróciłby Sohrah do życia. Albo jej część. Jej silne wspomnienia na pewno wyryły się piętnem na liniach ley, gdyby je odszukać, zgrać… Ach, ale nie interesowało go to aż tak bardzo. Uznał, że po prostu byłby w stanie zakończyć tym wszystkie głupie argumenty ze strony osób, które nie rozumiały potrzeby ryzyka w badaniach. Znacznie bardziej zależało mu na mechanizmach, które kryła głęboka dżungla. Ich konstrukcja była czystą elegancją, trybiki współgrały ze sobą w rytm melodii, którą wiedział, że w końcu zrozumie. Gdyby tylko Akademia zrozumiała…

Płomień lampki zakołysał się nieznacznie. Zandik uniósł głowę, marszcząc nieznacznie brwi. Odsunął krzesło i wstał gwałtownie, zagarniając do worka wszystkie drobne elementy maszyn. 

- Kto tu jest? - spytał ostro, rozglądając się naokoło. 

W kącie jego pracowni, na wpół skryty w mroku stał mężczyzna o śniadej karnacji z jednym okiem łypiącym na Zandika źrenicą w kształcie gwiazdy.

(Uczeń nigdy nie widział podobnej.)

- Ktoś, kto docenia twoją ciężką pracę i chce zaproponować ci możliwości, jakich nigdy nie dostaniesz w tym siedlisku kłamstwa i ułudy - odparł nieznajomy. - Ktoś, kto uważa, że bycie dziwnym nie oznacza niczego złego.

Zandik przyjrzał się mu badawczo.

(Nie przypominał sobie, żeby usłyszał dźwięk uchylanych drzwi.)

Zamiast jednak wzniecić alarm odparł tylko:

- Proszę, kontynuuj. 

 

* * *

- Słyszałeś, że Zandik zniknął?

- Zniknął?!

- Tak! Jego pracownia jest pusta. Wszystkie jego rzeczy zniknęły. Nikt nie widział, żeby wychodził, a jednak nigdzie go nie ma!

- Żartujesz? To dziwne nawet jak na niego!

- Prawda? Mędrzec Sharnam jest wściekły. Pewnie liczył na jego badania.

- Po tym jak wykreślił go z projektu i listy autorów?

- Wiesz jak to działa… Mógł mieć go po dziurki w nosie, ale nie mógł zaprzeczyć, że Zandik miał do tego smykałkę.

- Może i miał, ale wiesz co ci powiem? Ja tam się cieszę, że zniknął. Akademia pełna jest osób specyficznych, ale takie dziwaki jak on są jednak zbyt niebezpieczne.

- …pewnie masz rację. Mimo wszystko…. Zastanawia mnie gdzie zniknął.

- Kto go tam wie. Pewnie poszedł prowadzić badania na własną rękę. Zaraz go coś zeżre, albo sam umrze z głodu. Jego sprawa.

- Pewnie masz rację. Mimo wszystko…

- Hm?

- Nie, nic. Masz rację, był zbyt dziwny dla własnego dobra.