Chapter Text
Tytuł rozdziału nawiązuje do fragmentu Makbeta Szekspira.
By the pricking of my thumbs, something wicked this way comes.
Coś mnie nagle w palcu rwie, znak, że ktoś zły zbliża się.
Sugerowana muzyka dla rozdziału 1: Love and War by Ruelle
Wtorek, 23 listopada 2004 r.
Zużyty egzemplarz dzisiejszego Proroka Codziennego parzył pod ramieniem Hermiony, gdzie był wygodnie zwinięty.
Naprawdę powinna przestać czytać wiadomości. Zawsze były takie posępne.
Hermiona była głupia, myśląc, że w ciągu 25 lat swojego życia spotkała wystarczająco dużo fanatycznych terrorystów, by starczyło jej na resztę życia. To wydawało się nie mieć końca. Nie, tak po prawdzie, to wydawało się, że z czasem było coraz gorzej. Jakby przyjęcie posady Mistrza Eliksirów nie było wystarczająco wymagające, zwłaszcza z tym nadzwyczaj imponującym zaangażowaniem Ministerstwa Magii w Hogwarcie, to teraz jeszcze musiała radzić sobie z tym .
Hermiona zastukała w drewniane drzwi, a echo jej pukania rozbrzmiało w cichym korytarzu w lochach. Powietrze wokół niej wydawało się być zamrożone, gdy przeciągnęła dłońmi po swojej sukience, poprawiając ją.
Po całym dniu poruszania się od stolika do stolika w klasie eliksirów, Hermiona poczuła ulgę, gdy mogła przebrać się w coś wolnego od smrodu organicznych oparów, ale było to daremne. Gdy tylko wejdzie do kwater Severusa Snape’a, zapach jego warzącej się mikstury niechybnie do niej przylgnie.
Nic z tego nie powinno mieć znaczenia. Odkąd pojawiło się dzisiejsze drugie wydanie Proroka Codziennego, z trudem mogła myśleć o czymkolwiek innym. Jasny, czerwony napis “WIADOMOŚCI Z OSTATNIEJ CHWILI” wyrył się w jej pamięci, odcisnął pod powiekami, tuż obok brutalnego obrazu samego ataku. Bursztynowe płomienie, spanikowani pracownicy Ministerstwa uciekający przed ogniem, ponura lista martwych osób odnalezionych w zgliszczach. Hermiona uderzyła w drewniane drzwi, chcąc jak najprędzej pozbyć się tego obrazu ze swojego umysłu.
— Pospiesz się. Na litość Merlina, Severusie…
W końcu drzwi same się otworzyły i uchyliły, odsłaniając tę samą ciemność, która witała ją każdego wieczoru. Znajomy zapach topionego metalu, zwęglonego drewna i gnijącego mięsa ledwie zwrócił jej uwagę, gdy wyciągnęła różdżkę.
Przywołała grube świece, które wylewitowały pod sufit, oświetlając pokój ciepłym, migotliwym blaskiem. Z dużych, cynowych kotłów unosiły się obłoki pary, tworząc urzekające wiry, tańczące w blasku świec. Sprawiało to, że wilgotne, mroczne pomieszczenie wydawało się wręcz romantyczne.
— Severus? — zawołała Hermiona, przechodząc przez pokój.
Ruszyła zdecydowanym krokiem w stronę dwóch masywnych foteli w kolorze szkarłatu, stolika kawowego i wypełnionego po brzegi, sięgającego od podłogi do sufitu, regału z książkami, który wyglądał, jakby lada moment miał się zapaść pod ciężarem setek tomów. To była jedyna część tego, skądinąd skrupulatnie uporządkowanego, miejsca pracy, która dawała poczucie komfortu.
— Jesteś wcześnie — zawołał Severus zza drzwi swojej sypialni. — Będę tam za minutę.
— Poczytam tu sobie — powiedziała Hermiona, starając się mówić spokojnym tonem, który wcale nie zdradzał jej pragnienia, by od razu go do siebie przywołać.
Severus miał swego rodzaju niewzruszoną postawę, która sprawiała, że nawet najpoważniejsze wieści wydawały się stosunkowo nieistotne. Właśnie tego teraz potrzebowała.
Umościła się na jednym z foteli i sięgnęła po książkę, którą zostawiła na stole, wciąż otwartą na stronie czytanej poprzedniego wieczoru.
Arsenia Niegodziwa zasłynęła w średniowiecznych Węgrzech, dzięki wykorzystaniu metalurgicznej Nekro… bla bla bla.
Minęła zaledwie chwila, a ona już zaczęła nerwowo podskakiwać nogą, czytając to samo zdanie sześć razy. Wiedziała wszystko o Arsenii Niegodziwej. I o Blavekinie Odważnym. I o wszystkich ważnych średniowiecznych czarownicach i czarodziejach – to nie po to tu była.
Westchnęła sfrustrowana, rzucając książkę z powrotem na swoje miejsce na stole i sięgając po gazetę, która zaprzątała jej myśli przez cały dzień. Przeczytała ją już cztery razy, ale niespokojna potrzeba, by przejrzeć ją jeszcze raz, była przytłaczająca.
Aurorzy zdezorientowani niedawnym atakiem… Ministerstwo Magii, Urząd Łączności z Mugolami… bomba zapalająca… pozostawiona w biurku pracownika Ministerstwa…
…atak został przeprowadzony przez znaną grupę terrorystyczną czarodziejów, Puritas… odłam neo-zwolenników supremacji krwi…
Listy wysłane… biuro Ministra… grożące wzmożeniem działalności terrorystycznej do czasu spełnienia żądań… wezwanie do zmiany kontrowersyjnego prawa… Premier krytykowany i wzywany do uchylenia ostatniego traktatu mugolsko-magicznego…
— Masz zły humor – powiedział Severus, wchodząc do pokoju. Powoli wytarł swoje długie, blade palce w szarą szmatę.
Jego burgundowe oczy już ją przenikliwie analizowały, obserwując jej grymas, sposób, w jaki siedziała zgarbiona na krawędzi fotela i obsesyjnie pochylała się nad gazetą. Odchyliła się i westchnęła.
— Tak, cóż.
— Co się stało?
Snape wsunął się na fotel obok niej z pytającym wzrokiem, zanim delikatnie wyciągnął Proroka Codziennego z jej rąk. Jego czoło napięło się od zwyczajowej, głębokiej zmarszczki irytacji albo zaciekawienia. Miała nadzieję, że dzisiaj była to ciekawość. Była wystarczająco poirytowana za nich dwoje.
Hermiona gryzła skórki, gdy jego ciężar wcisnął się w fotel, a twarz zniknęła za stronami z wiadomościami.
— Interesujące — powiedział Severus, powoli obniżając gazetę. — Kiedy to… przepraszam, przestań w tej chwili.
Jego ton był upominający, gdy szybko sięgnął po jej nadgarstek i odciągnął jej rękę od ust. Obgryzanie skórek było jej nerwowym nawykiem, ale był to – jak Severus wytknął jej wiele razy – obrzydliwy przejaw niepokoju.
Severus przyciągnął jej rękę do siebie i zaczął badać skórę, którą gryzła. Mała kropla krwi zaczęła zbierać się w miejscu rozdarcia na kciuku. Oblizał językiem usta, podczas gdy jego ciemne oczy pozostały skupione na błyszczącej, szkarłatnej kropli.
— Wiesz lepiej — powiedział, kręcąc z dezaprobatą głową, zanim przyciągnął zraniony palec do ust.
Hermiona ostro wciągnęła powietrze, gdy jej kciuk niemal musnął jego ostry kieł i poczuła na nim ciepło jego ust. Uniósł z zaciekawieniem brew, patrząc na nią, jakby nie miał pojęcia, jaki efekt wywoływał jego wampiryzm, gdy delikatnie ssał jej palec. Gdy odsunął się i przycisnął jej wyleczoną na nowo dłoń do jej kolan, spojrzenie pełne dezaprobaty złagodniało.
— No i co? — zapytała Hermiona, nadal lekko pozbawiona tchu, patrząc w dół na gazetę.
— Bez wątpienia są zorganizowani.
— O tym samym pomyślałam. — Wypuściła oddech. — Harry jest nastawiony optymistycznie. Myśli, że to był samotny wilk, ale…
Severus pokręcił głową.
— Potrzebne jest więcej jednostek i dostęp, aby przeprowadzić atak na Ministerstwo. Potter się grubo myli albo jest żałośnie ślepy. Czy on nie jest przypadkiem aurorem?
— Tak, ale z tymi głupimi, nowymi, międzywydziałowymi restrykcjami nie ma pojęcia, kto ma dostęp do różnych departamentów Ministerstwa. Bogowie, Severus, jak oni się dostali do Ministerstwa ?
— Czy muszę ci przypominać, że ty włamałaś się do Ministerstwa przynajmniej przy dwóch okazjach?
— Tak, cóż, ale my…
— Nie doceniasz ich.
Słowa Severusa były lakoniczne, ale i tak sprawiły, że się zjeżyła.
Czy ona nie doceniała Puritas? Aż do teraz byli nieostrożną bandą niezadowolonych czystokrwistych, a nie zorganizowaną grupą terrorystyczną zdolną do tego .
Chociaż wcześniej było już kilka ataków – przypadkowe morderstwa mugoli, wyrżnięcie sześcioosobowej mugolskiej rodziny i skażenie stacji uzdatniania wody w mugolskim Bristolu, w wyniku którego zginęły dziesiątki osób – zakładano, że wszystkie te ataki zostały dokonane przez pojedyncze czarownice lub czarodziejów. Infiltracja Ministerstwa Magii, nie mówiąc już o przeniesieniu bomby zapalającej przez ich środki ochrony, to był zupełnie inny poziom współpracy. Godryku, dopomóż im, jeśli ta grupa się organizowała.
Pomimo gwałtownego sprzeciwu Hermiony, nowe prawo wprowadzone przez Ministra Magii, zabraniające gromadzenia się organizacji bez zgody Ministerstwa, miało nieco większy sens. To prawo, jak i kilka innych, które uchwalił, wywołały niezłe zamieszanie. I prawidłowo , pomyślała Hermiona. Sytuacja się zmieniła i najwyraźniej nie na lepsze.
— Więc nigdzie nie jest bezpiecznie? — zapytała Hermiona.
— Martwisz się o Hogwart — powiedział, utrzymując jej wzrok na sobie.
Hermiona westchnęła ciężko, opuszczając głowę w ręce.
— Martwię się o wszystkich.
— Twoi przyjaciele. Potter i Weasley…
— Nic im nie jest. Ginny napisała do mnie po tym, jak wypuścili gazetę. Oboje byli poza swoim biurami, dzięki Bogu.
— Hm. Racja. Czy to jest… — postukał w Proroka Codziennego — powód, dla którego przyszłaś dziś wcześniej?
Hermiona potrząsnęła głową. Włożyła rękę do kieszeni i wyjęła drugi przedmiot, który tak bardzo chciała mu pokazać.
— Co to jest? — zapytał Severus, sięgając po przedmiot.
Był to niewielki zwój wielkości rolki syklów, ozdobiony złotymi listkami i ciasno owinięty wokół polerowanego, mahoniowego drążka, który wyglądał dość ozdobnie. Otworzyła go, gdy tylko go dostała, i była bardziej niż zdezorientowana jego zawartością. Wewnątrz małego zwoju schowano starannie długą, cienką igłę i wiadomość brzmiąca: Ukłuj mnie, abym odkrył swoje sekrety .
— Miałam nadzieję, że będziesz miał jakiś pomysł. Przyszło z poranną pocztą i nie mam pojęcia, od kogo jest.
— Hm.
Severus patrzył w ciszy na słowa zapisane na zwoju. Jego ciemne, szkarłatne oczy przesuwały się powoli, przyglądając się skrupulatnie przedmiotowi. Obrócił zwój, po czym ponownie go przekręcił.
Przestał oddychać. Robił to czasami, gdy był zbyt rozkojarzony albo zaabsorbowany pracą, żeby pamiętać, by zachowywać się jak człowiek.
Hermiona pochyliła się ku niemu, po cichu wdzięczna za możliwość obserwowania go w swoim żywiole. Zdarzało się to niezwykle rzadko, biorąc pod uwagę, że prawie całkowicie przestał przy niej pracować. Wiedziała, że to dlatego, że chciał poświęcić jej swoją pełną uwagę i z tego powodu nie czuła się komfortowo, by powiedzieć mu, jak głęboką radość czerpała z możliwości, by po prostu obserwować – obserwować go, jak czyta, jak przesuwa się od kociołka do kociołka, pielęgnując je jak swój prywatny ogród. Obserwować go, kiedy był głęboko pogrążony w myślach, rozważając ten czy inny filozoficzny koncept albo stanowisko polityczne.
Chociaż wcześniej budził on raczej mieszane uczucia, nie można było zaprzeczyć, że wampiryzm uwydatnił mroczną, średniowieczną aparycję Severusa Snape’a i połączył surową, naznaczoną troskami twarz z nową, chłopięcą urodą. Jego skóra, jeszcze bledsza od czasu transformacji w stworzenie nocy, miała odcień księżycowej poświaty i ostro kontrastowała z ciemnymi, krwistymi ustami, które były cienkie i napięte.
Jego oczy, ta część jego osoby, z której Hermiona nauczyła się czytać, badały zwój z fachowym skupieniem, podkreśloną pod cienkimi, czarnymi brwiami na subtelnym łuku brwiowym. Ciemne, prawie czarne tęczówki z jego ludzkich lat, zmieniły kolor na krwisty, nie tak subtelnie ostrzegając nieświadomych śmiertelników przed tym, czego najbardziej pragnął – otóż nie, to, czego pragnął bardziej niż czegokolwiek innego, to ona . Krew była dla niego czymś drugorzędnym. Wiedziała to z niezachwianą pewnością.
Severus podniósł zwój do twarzy i wziął głęboki wdech.
— Wysłał to mężczyzna. Prawdopodobnie w połowie lub pod koniec dwudziestki. Z magicznym rodowodem.
— Dobrze wiedzieć. — Hermiona oparła się z powrotem o oparcie fotela, gdy Severus sięgnął po igłę.
Powoli przysunął długą igłę do twarzy, by ją zbadać. Gapił się na nią przez minutę, powąchał ją, obrócił to w tą, to w drugą stronę, po czym – ku przerażeniu Hermiony – przycisnął ją do swojego palca, zanim zdołała go powstrzymać.
— Dlaczego to zrobiłeś? — Patrzyła szeroko otwartymi oczami na jego dłoń, czekając, aż coś się wydarzy.
— Nie ma wpływu na wampirzą krew, ale…
Jego ręka zawisła kilka cali nad pustym zwojem i przycisnął nakłuty palec do swojego kciuka, zmuszając parę kropel szkarłatnej krwi, aby opadły na pergamin. Gdy krew dotknęła strony, zasyczała i zaskwierczała, zamieniając się w czarny dym.
— Hm.
Słowa pozostały bez zmian. Ukłuj mnie, abym odkrył swoje sekrety .
— Wierzę, że jest to przeznaczone dla ciebie.
— Co jeśli jest zatrute? — zapytała, rozganiając pozostałe smugi dymu.
— To nie trucizna.
Severus podniósł igłę i wyciągnął ją w jej stronę. Cienka, metalowa igła wydawała się być pokryta bladą, błyszczącą substancją, która nie ściekała, ani nie poruszała się, gdy przechylał narzędzie.
— To ochrona dla zwoju.
— Dla zwoju ?
— Najprawdopodobniej chodzi o prywatność. Podejrzewam, że połączy cię z pergaminem i że jest on przeznaczony wyłącznie dla ciebie. Nie masz pojęcia, kto mógł to wysłać?
— Żadnego — odpowiedziała. — Chociaż sowa, która to upuściła, wyglądała na jeden z ministerialnych gatunków.
— Ministerstwo? — Zmarszczył brwi z namysłem, po czym położył igłę i zwój na stole przed nią. W ciszy złączył swoje palce na kolanach i spojrzał na nią z otwartym, neutralnym wyrazem twarzy. — Więc co zamierzasz zrobić?
— A co powinnam zrobić, Severusie? Co jeśli jest przeklęty albo… nigdy nie wiadomo, zwłaszcza po ostatnim ataku…
— Nie jest przeklęty. Nie mogę powiedzieć, co ja bym zrobił, ale na igle nie ma ani trucizny ani żadnej klątwy. Wyczułbym, gdyby jakiekolwiek były.
— Myślałam, że powiedziałeś, że to nie wpłynęłoby na wampira.
— Tak powiedziałem — odparł.
Spojrzała na niego z irytacją wzbierającą w klatce piersiowej.
— Możesz wstrzymać się z oceną, panno Granger. Jestem znacznie bardziej odporny na działanie przeklętych przedmiotów, o czym najwyraźniej zapominasz.
— Nie zapomniałam. — Skrzywiła się.
Chociaż lekkomyślność nigdy nie była dla niego charakterystyczna, jego transformacja w wampira obudziła w nim eksperymentalną naturę. Poświęcał czas i uwagę na testowanie swoich granic. Kiedy dowiedział się, że jego zdolność do wytrzymywania niebezpieczeństw, zagrożeń i urazów przekracza ludzką wytrzymałość, zaczął to wykorzystywać, testując na sobie eliksiry i kolekcjonując niezwykle rzadkie artefakty, które celowo trzymał z dala od Hermiony.
Hermiona zmusiła się do wygładzenia czoła i westchnęła, pogrążona w bagnie swoich myśli, rozważając po kolei wszystkie opcje. Minęło zaledwie piętnaście sekund, zanim sięgnęła po igłę i podniosła ją do ręki. Zawahała się i spojrzała w górę na Severusa, szukając otuchy.
Jego usta wykrzywiły się w małym, rozbawionym uśmiechu, gdy odwrócił rękę, oferując swoją dłoń.
— Dziękuję — wyszeptała delikatnie.
Hermiona umieściła swoją dłoń w jego, zanim oddała mu igłę.
Severus spojrzał na nią, gdy igła zawisła nad jej palcem wskazującym.
— Czy to jest to, co chcesz zrobić?
Bez groźby otrucia albo klątwy nie było szans, żeby ciekawość pozwoliła jej żyć w spokoju, jeśli przynajmniej nie spróbuje zdobyć dostępu do zawartości zwoju. Dziwniejsze rzeczy lądowały na jej progu w czasie jej kariery Mistrzyni Eliksirów, a ona zdecydowanie nie należała do osób, które cofają się przed rozwiązaniem zagadki, jeśli coś mogła na to poradzić.
Hermiona przytaknęła.
Już wcześniej sprawdziła w swoich książkach skutki klątw przenoszonych przez igły i nie znalazła żadnej, która nie pochodziłaby z bajek – ała . Igła wbiła się głęboko w skórę, po czym Severus się cofnął i ucisnął opuszek jej palca, aż błyszcząca kropla krwi zebrała się w rowkach jej linii papilarnych. Ramiona kobiety mimowolnie się wzdrygnęły.
— Gryzłem cię znacznie mocniej niż to — powiedział Severus z cieniem rozbawionego uśmiechu.
Zanim miała szansę odpowiedzieć albo przyznać się do rumieńca na twarzy, gęsta kropla krwi spłynęła z jej palca i wylądowała na otwartym zwoju.
Krew wsiąkła w wyblakły, żółty pergamin, jakby została przez niego zaabsorbowana. Poprzednia wiadomość zniknęła i nowe litery pojawiły się zamiast niej, napisane ciemną czerwienią jej własnej krwi.
Para wymieniła spojrzenie, po czym spojrzała uważnie na tekst, który się pojawił.
Zostałaś zaproszona, aby dołączyć do Kręgu Sfinksa.
Jesteśmy tajną organizacją, powołaną do powstrzymania znanej grupy terrorystycznej, Puritas,
oraz do utrzymania porządku wśród czarodziejskiej i mugolskiej społeczności.
Dyskrecja w Kręgu jest najważniejsza.
— To już ci się nie udało — mruknął Snape.
Hermiona skrzywiła się i kontynuowała czytanie.
W celu zachowania bezpieczeństwa oraz anonimowości członków Kręgu, zostaną powzięte środki ostrożności.
W przypadku twojej nieobecności wszelkie wspomnienia dotyczące Kręgu zostaną natychmiast i nieodwołalnie wymazane.
Chociaż zostałaś wybrana na podstawie twoich indywidualnych talentów, to zaproszenie nie gwarantuje wejścia.
Aby wziąć udział w Inicjacji, przynieś ten zwój pod wskazany adres w Twojej okolicy:
Gospoda pod Świńskim Łbem
godz. 19:00
Środa, 24 listopada 2004 r.
Z jednodniowym wyprzedzeniem. Fantastycznie.
Wydawało się to być niemożliwie krótkim czasem, aby upewnić się, że odbiorca będzie dostępny. Szczęśliwie dla nich, Hermiona nie miała żadnych planów na następny wieczór. Z wyjątkiem wizyt u Severusa, rzadko miewała jakiekolwiek plany.
— Hm. — Snape w zamyśleniu przycisnął kciuk do podbródka.
— O co chodzi?
— Dopiero co słyszałem o tej grupie. Zamierzałem się z nimi skontaktować, żeby ustalić, czy wiedzą coś o miejscu pobytu Deiffry’ego.
— Deiffry’ego ? Masz na myśli człowieka, który zaplanował atak na ciebie?
— W rzeczy samej. — Słowa te padły z niekrytą goryczą.
Przycisnęła dłoń do jego kolana, a palce mężczyzny natychmiast odszukały jej, jakby instynktownie. Jego skóra była chłodna jak pokój wokół nich.
— Jak to się stało, że ty słyszałeś o tej grupie, a ja nie, Severusie?
Chociaż Severus był zagorzałym czytelnikiem, pochłaniającym nawet do ośmiu gazet i czasopism każdego dnia, został na zawsze odizolowany w kwaterach składających się z dwóch pokoi i spiżarni, w podziemiach zamku Hogwart, trzy piętra poniżej Pokoju Wspólnego Slytherinu. Dyrektorka McGonagall zapewniła mu schronienie w zamku w geście życzliwości wobec Snape'a i zmarłego wielkiego czarodzieja, Albusa Dumbledore'a.
Początkowo skazanie na pozostanie w pokoju było środkiem ostrożności wobec uczniów Hogwartu, ponieważ gwałtowna i wyczerpująca przemiana sprawiła, że doskonale opanowany i raczej odosobniony Mistrz Eliksirów zamieniał się w głodne, potężne stworzenie, potrzebujące stałego dostępu do krwi. Minęły miesiące, zanim jego gwałtowne wybuchy uspokoiły się, a dieta z ludzkiej krwi oddawanej przez dawców zaspokoiła głód.
W miarę jak powoli wracał do swojej normalnej, opanowanej formy, a Hermiona nabierała nadziei, że Severus będzie mógł prowadzić względnie zwyczajne, choć ciche, życie, nowy Minister Magii, ze wszystkimi swoimi przedwczesnymi, ale wojowniczymi strategiami, wprowadził nowe prawo. Stanowiło ono, że wszystkie Istoty Magiczne z Klasyfikacją Ministerstwa Magii na poziomie XXXX lub wyższym, muszą się zarejestrować w Ministerstwie i zostaną poddane Ocenie Ucywilizowania i Asymilacji, aby ocenić ich dopasowanie do czarodziejskiej społeczności.
Wystarczy powiedzieć, że Snape uznał całą ustawę za wyjątkowo obraźliwą i odmówił rejestracji, preferując milczące mury Hogwartu od krzykliwego, oceniającego świata zewnętrznego. Oczywiście Hermiona wiedziała, że jej regularne towarzystwo złagodziło reakcję Severusa, ponieważ nocne odwiedziny kobiety były – według tego, co sam przyznał – ulubioną częścią jego dnia.
— Ściany mówią, panno Granger — odpowiedział.
Hermiona odmówiła sobie przyjemności wywrócenia oczami na tę niejasną odpowiedź. Aż dziw, jak ona z nim wytrzymywała. Była niczym pies poszukujący prawd i odpowiedzi, a on był nieprzeniknionym skarbcem tajemnic.
— I co ci opowiadają?
— Wszelkiego rodzaju tajemnice, zwłaszcza takie dotyczące Mistrzyni Eliksirów…
Hermiona podniosła wzrok na dźwięk jedwabistego głosu, który spływał po jej kręgosłupie odrobinę zbyt uwodzicielsko.
Wampiryzm zdecydowane pasował do Severusa Snape’a, chociaż Hermiona wiedziała w tamtym momencie, że bez względu na to, w jakim stanie śmiertelności był, i tak by mu uległa.
— Och, naprawdę? — odpowiedziała z figlarnym uśmiechem.
Severus oparł się w fotelu i poklepał swe kolana.
— Nigdy się nie dowiesz. Chodź tutaj, moja słodka dziewczyno.
Hermiona nie zastanawiała się ani chwili, wślizgując się w jego objęcia. Usiadła bokiem na kolanach mężczyzny, opierając tyłek o górną część jego ud, a nogi zwiesiła z podłokietnika fotela. Ręką objął ją w talii, przyciągając bliżej.
— Jak myślisz, co zrobisz? — wymruczał w jej włosy, zanim głęboko wciągnął powietrze.
— Nie zdecydowałam jeszcze. Co powinnam zrobić?
— Hm. — Ręka Severusa błądziła po jej udach, gdy bezwiednie ją głaskał. — Byłbym ciekaw, skąd Krąg czerpie fundusze, być może z Ministerstwa albo od bogatych byłych członków Zakonu. Chociaż, gdyby Zakon był w to zamieszany, już bym o tym usłyszał. Tajemnica sama w sobie skłania mnie do bycia ostrożnym. Krąg Sfinksa może być jednym ze sposobów na zapobieganie takim rzeczom, jak — wskazał na Proroka Codziennego — to.
Hermiona skinęła głową, jego rozumowanie brzmiało logicznie, choć uspokajające kręgi, które rysował na jej udzie, rozpraszały ją i nakazywały zrelaksować się w objęciach mężczyzny.
— Ale — podkreślił przesadnie to słowo — gdybym to ja był na twoim miejscu, unikałbym tego całkowicie.
— Naprawdę? Dlaczego?
— To nie jest dobry pomysł.
Czekała, aż rozwinie temat i zmarszczyła czoło, kiedy stało się jasne, że to jedyne uzasadnienie, jakie miał zamiar przedstawić.
Siedzieli przez chwilę w ciszy, która pozwoliła Hermionie analizować kolejne potencjalne pytania, podczas gdy wpatrywała się w słowa na zwoju.
Było tak wiele nieznanych zmiennych. Ta najbardziej oczywista: od kogo był zwój? Ale co ciekawsze, jaki rodzaj organizacji był wystarczająco tajemniczy i nieuchwytny, że nawet Severus Snape prawie nic o niej nie wiedział?
— Dopiero co powiedziałeś, że ta organizacja może pomóc powstrzymać takie coś jak dzisiejszy atak — powiedziała cicho Hermiona.
— Może. Albo może doprowadzić do twojej śmierci.
Hermiona się nachmurzyła.
Niemożliwym było nie zastanawiać się, czy Krąg był odpowiedzią na jej modły. Była tak cholernie bezradna, gdy świat stawał się coraz bardziej mroczny i niebezpieczny, a Ministerstwo robiło niewiele, by przeciwdziałać złu i terrorowi w magicznym świecie.
Z wieloma członkami Zakonu Feniksa, którzy byli już po ślubach, z dziećmi, w swoich wygodnych domach i z niewielką ilością walki pozostałej w nich samych, nikła była nadzieja na to, że ktokolwiek był w stanie stawić czoła tej nadchodzącej grupie terrorystycznej na czas. Ile jeszcze musi zginąć osób, zanim ktoś w końcu podejmie jakieś działania?
Nienawidziła tego. Nienawidziła żyć w świecie, w którym po raz kolejny ciemność rosła w siłę, a prawie wszyscy w czarodziejskim świecie woleli chować głowy w piasek, niż powstać i coś z tym zrobić. Walczyła już wcześniej ze złem, dlaczego nie zrobić tego ponownie? Kto inny by się tego podjął?
Hermiona otworzyła usta i podniosła wzrok, dostrzegając, że Severus już się jej przygląda.
— Namyśliłaś się — zaobserwował.
— Jesteś niesprawiedliwy, Severusie.
Jej głos był ostrzejszy, niż planowała, i zwalczyła chęć, aby zaprotestować, gdy dłoń Snape’a opadła z talii kobiety, a on oparł się o oparcie fotela.
— Chcesz mi powiedzieć, że gdyby zaproszenie do zwalczania Śmierciożerców wpadło w twoje ręce, gdy byłeś w moim wieku, nie przyjąłbyś go? Przecież zrobiłeś to. Pracowałeś jako szpieg dla Zakonu. — Oczy Severusa powędrowały w bok. — A zwłaszcza jeśli mogę pomóc złapać Deiffry’ego i te potwory, które cię zaatakowały… Jeśli mogę wyegzekwować sprawiedliwość za to, co ci zrobili…
— Nie potrzebuję sprawiedliwości. Chcę, żebyś była bezpieczna. Dołączenie do tajnego stowarzyszenia, aby zwalczać zło, jest przeciwieństwem bycia bezpiecznym .
— Będę ostrożna, obiecuję. Zrobię, co w mojej mocy…
— Nie podoba mi się to.
— Ale…
— Jeśli myślisz, że byłbym zachwycony perspektywą, że zostaniesz zraniona albo gorzej , to masz urojenia.
— Ludzie umierają. Mugole, czarodzieje… Muszę coś zrobić. Ktoś powinien, czyż nie?
Być może to z powodu desperacji w jej głosie lub siły prawdy w jej słowach, ale szczęka Severusa się rozluźniła i posłał jej krótkie spojrzenie pełne rezygnacji.
— Lepiej, żebyś była ostrożna, dziewczyno. Zamierzam dopilnować, żebyś była odpowiednio przygotowana. Jeśli ta organizacja jest chociaż trochę jak Zakon, będziesz musiała zachować stałą czujność i unikać głupich okazji. Tym razem nie masz głupiego szczęścia Pottera ani koneksji Albusa, które zapewnią ci bezpieczeństwo.
Rysy Hermiony złagodniały na widok ponurego wyrazu twarzy Severusa, który patrzył na nią z przymrużonymi oczami. Wydawał się być groźny i zimny, ale najwyraźniej kierował się bardziej strachem niż nienawiścią. On, jak nikt inny, musiał to rozumieć.
Pochyliła się ku niemu, obejmując go ramionami.
— Oczekuję, że powiesz mi wszystko na ten temat — powiedział.
Cały chłód i ostrość zniknęła, gdy Hermiona wtuliła się w jego szyję.
— Oczywiście, że to zrobię, Severusie. I przygotuję się najlepiej jak potrafię. Czy nie uważasz, że to dla słusznej sprawy?
Snape wzruszył ramionami, obracając głowę, by wycisnąć pocałunek na jej czole.
— Ten świat nie zasługuje na twoją pomoc — powiedział. — Ani na moją, jeśli już o tym mowa.
Dziewczyna przewróciła oczami. Jego przesadnie negatywne nastawienie nie było niczym nowym, ale nie mogła nic poradzić na to, że nieco ostudziło jej ekscytację. Tajne stowarzyszenie… zakon do walki z Puritas. Nie czuła się tak zaintrygowana od lat.
— Potrzebujesz słońca — powiedział Severus, muskając ustami jej skroń.
Jego palce powróciły do swojego zwykłego, eksploracyjnego wzorca, sunąc w górę jej uda w kierunku pępka. Hermiona westchnęła cicho, unosząc podbródek i pozwalając głowie opaść na bok, aby odsłonić przed nim gardło i szyję.
— I czego jeszcze potrzebuję?
Zostawił ścieżkę długich, gorących pocałunków na jej szczęce i wzdłuż gardła, gdy jego dłoń przycisnęła się do klatki piersiowej szatynki i przytrzymała ją w miejscu. Przeszyło ją ciepłe mrowienie, objawiające się drobną gęsią skórką, która pojawiła się na szczytach jej ramion.
Severus delikatnie uszczypnął ją w gardło, na tyle mocno, aby wydobyć z niej zadowolone westchnienie, gdy oczekiwała więcej. Ukłucia, ugryzienia. Najwyższej rozkoszy.
— Żelaza — szepnął w jej szyję.
Mężczyzna złożył kolejny pocałunek, po czym się odsunął, wywołując u niej cichy jęk protestu. Jego oczy pociemniały. Czuła wpływ, jaki na niego wywierała, kiedy delikatnie wiła mu się na kolanach. Uchwyt na żebrach wzmocnił się, uniemożliwiając jej dalszy ruch.
— Powinnaś raz na jakiś czas opuszczać swoje biuro i klasę, panno Granger.
Och, a oto i ona: lista pouczeń i rozkazów, które ten bardzo szczególny wampir miał dla niej. Czy nie mógłby jej po prostu dać tego, czego chciała, bez zmuszania za każdym razem do pracy?
— Robię to!
— Lochy są słabym źródłem słońca i pożywienia — odpowiedział.
Słyszała najsłabsze echo uśmiechu w jego głosie, coś tak subtelnego dla ucha osoby postronnej, ale coś, co wyłapała podczas ich spokojnych chwil razem. Uczenie się Severusa Snape'a było sztuką.
— Nie jesteś głodny? — zapytała Hermiona, przechylając głowę w kierunku ramienia, aby zwabić go wyraźnym widokiem swojej nagiej szyi.
— Ciebie zawsze, moja droga.
Sangwiniczny* uśmiech był teraz widoczny, gdy przechyliła głowę, by na niego spojrzeć, czekając, aż wykona jakiś ruch.
— Ale byłoby lekkomyślnie z mojej strony brać od ciebie krew, kiedy jesteś w złym stanie zdrowia. Złap trochę słońca, zjedz prawdziwy posiłek, a jutro zobaczymy.
— Ale…
— A jeśli będziesz się za bardzo sprzeciwiać, możemy ustanowić dla ciebie nową zasadę. Chciałabyś tego?
— Nie. — Ramiona Hermiony uniosły się z dramatycznym westchnieniem.
Nawet po siedmiu latach od ukończenia Hogwartu, on nadal znajdował sposoby, by ją instruować, pouczać i dalej egzekwować swoja władzę nad nią. Przez większość czasu cieszyła się ich dynamiką, ale siedząc tam i prawie błagając go, aby się nią pożywił i umożliwił ten przypływ endorfin, za którym tak tęskniła, chciała, żeby po prostu się rozluźnił i raz na jakiś czas podjął złą decyzję.
— Nie ma potrzeby się smucić. — Jego głęboki głos zabrzmiał w jej uchu, gdy przesunął swoją dłonią po jej łydce, unosząc spódnicę, by musnąć palcami nagą skórę. — Chodźmy do łóżka, moja słodka.
— Nadal muszę ocenić prace z Eliksirów.
— Ach tak, zadanie, o którym nic nie wiem.
— Poprosiłabym cię o pomoc ponownie, ale uczniowie zastanawiają się, dlaczego moje komentarze wahają się od ekstremalnie zachęcających do… — rzuciła mu znaczące spojrzenie — …posępnych i dość surowych.
— Może gdyby się bardziej przyłożyli…
— Sprawdzałeś tylko prace pierwszoroczniaków!
— Te głąby ledwo potrafią odróżnić jedwab Akromantuli od nici Akromantuli.
Hermiona się skrzywiła. Miał rację.
Severus sięgnął, by pocałować ją w ramię, pozwalając kłom zaledwie musnąć jej skórę. Wywołało to w niej dreszcz, który zaczął się u nasady szyi i przesunął w dół kręgosłupa.
— Być może… — głos mężczyzny zniżył się do bardziej miękkiego, głębszego tonu — …powinnaś wykorzystać… — pozwolił, by jego dłoń przesunęła się w górę po wewnętrznej stronie jej uda. Paznokcie wbiły się w delikatną skórę i powoli przeciągnęły w górę, pozostawiając długie, piekące czerwone linie, które sprawiły, że plecy kobiety wygięły się w łuk. — ...bardziej praktyczne metody.
Hermiona wypuściła drżący oddech, gdy jego dotyk nagle dotarł między jej nogi, gdzie wzmocnił nacisk.
— Chodźmy do łóżka — szepnął ochrypłym głosem.
Hermiona westchnęła. Ciężar dnia osiadł ciężko na jej ramionach i chociaż zwykle to zdenerwowanie popychało ją w kierunku produktywności, przystojny wampir, na którego kolanach siedziała, sprawił, że chciała zrzucić z siebie wszelką odpowiedzialność i poddać się cielesnej pokusie.
— Dobrze. — Już widziała subtelny cień zwycięstwa na twarzy Snape’a. — Ale nie mogę zostać na noc. Nie przyniosłam ubrań na zmianę.
— Cóż — powiedział Severus, muskając pocałunkiem jej szczękę, gdy podnosił siebie i ją z fotela. — następnym razem nie popełnisz tego błędu, prawda?